Czy wzięłam groźbę
siatkarzy na poważnie? Nie. Czemu? A co oni mi mogą zrobić. Niestety myliłam
się. Rano obudziło mnie głośne miarowe pukanie w drzwi. Zrezygnowana wstałam i
otworzyłam, myśląc, iż będzie to Krzysiu, albo Łukasz, proszący o skorzystanie
z toalety.
Nikogo nie było. Postawiłam stopę, przed progiem i wdepnęłam w coś białego o maziowatej konsystencji. Błagam, żeby to była bita śmietana, prosiłam Boga w
duchu.
Spojrzałam. Tak to bita śmietana, odetchnęłam z ulgą.
Na jednej nodze doskoczyłam do łazienki i umyłam stopę. Po czym wyszłam na korytarz, zgrabnie omijając dużą białą plamę.
Na jednej nodze doskoczyłam do łazienki i umyłam stopę. Po czym wyszłam na korytarz, zgrabnie omijając dużą białą plamę.
Przeszłam się po korytarzu, w tą i z powrotem. Przez drzwi do pokoju 251
słyszałam stłumione śmiechy.
Wróciłam do siebie i dokładnie obejrzałam listę pokoi. 251… Tu Was mam.
Uśmiechnęłam się. Bartosz Kurek i Jakub Jarosz.
Jeśli tak chcecie tu spędzić czas proszę bardzo. Zobaczymy co powiecie, kiedy przyjdzie się wam zetknąć z geniuszem Izabeli Małeckiej.
Jeśli tak chcecie tu spędzić czas proszę bardzo. Zobaczymy co powiecie, kiedy przyjdzie się wam zetknąć z geniuszem Izabeli Małeckiej.
Tak jak zawsze poszłam pobiegać. To może dziwne, ale już miałam ulubioną trasę.
Nie chcę żadnej innej. Tak sobie postanowiłam. Ale ja głupia, pomyślałam, kiedy
Bartek przeciął mi drogę.
- O Hej – posłał mi uśmiech – Nie wiedziałem, że biegasz.
- Lubię zaskakiwać – kurde, pobiegnij sobie w inną stronę…
- Jak długo biegasz? – ciągnął konwersacje.
- Wystarczająco długo, żeby zostawić Cię w tyle – uśmiechnęłam się i pognałam przed siebie. Bartek nie dawał jednak za wygraną. Co za skurwiel.
- To co jesz na śniadanie? – Boże jeśli go zabiję, wybaczysz mi?
- Nie wiem jeszcze.
- Ja może kanapki z wędliną – oblizał wargi.
- Dobry wybór, ja myślałam o Nutelli – posłałam mu perfidny uśmieszek. Zaczęłam biegnąć coraz szybciej. Miałam nadzieję, że zrozumiał aluzję. Jak ja głupia!
- Lubię zaskakiwać – kurde, pobiegnij sobie w inną stronę…
- Jak długo biegasz? – ciągnął konwersacje.
- Wystarczająco długo, żeby zostawić Cię w tyle – uśmiechnęłam się i pognałam przed siebie. Bartek nie dawał jednak za wygraną. Co za skurwiel.
- To co jesz na śniadanie? – Boże jeśli go zabiję, wybaczysz mi?
- Nie wiem jeszcze.
- Ja może kanapki z wędliną – oblizał wargi.
- Dobry wybór, ja myślałam o Nutelli – posłałam mu perfidny uśmieszek. Zaczęłam biegnąć coraz szybciej. Miałam nadzieję, że zrozumiał aluzję. Jak ja głupia!
Przeskoczyłam
nad długim, dużym korzeniem. Bartek nie miał tyle szczęścia i upadł na ściółkę.
- Iza! – zawołał. Cholera, jak go tu zostawię, to nici z artykułu. Westchnęłam i
pomogłam mu wstać.
- Cały?
- Chyba – otrzepał się. – Ale noga mnie boli – no to pięknie.
- Chodź tu – wspólnymi siłami, jakoś dotarliśmy do COSu.
- Cały?
- Chyba – otrzepał się. – Ale noga mnie boli – no to pięknie.
- Chodź tu – wspólnymi siłami, jakoś dotarliśmy do COSu.
Użyliśmy windy i
zaprowadziłam, go do pokoju fizjoterapeuty. Zapukałam. Otworzył mi zaspany
mężczyzna.
- Czy wy wiecie
któ… – przerwał w pół słowa, kiedy
zobaczył, że podtrzymuję Bartka – Co się stało?
- Biegliśmy, nie zauważył korzenia, upadł, a teraz mówi, że go noga boli – wyjaśniłam.
- Dobra, daj go tutaj – pomógł mi zanieść go na stół do masażu Obejrzał nogę, trochę pomasował i mamrotał sam do siebie. – To nic poważnego – stwierdził w końcu, a Bartek odetchnął z ulgą. – Teraz Ci to – wskazał na nogę siatkarza – wymasuję. Na śniadanie windą – uśmiechnął się – Dzisiaj sobie trochę odpoczniesz - Bartek jęknął z rozpaczy – ale wygląda na to że możesz ćwiczyć, tylko nie biegać. Wieczorem wysmarujemy, zrobimy okład i jutro rano będziesz jak nowo narodzony – wyjaśnił. Bartek uśmiechnął się zadowolony. – Albo wiesz co do treningu zostaniesz w łóżku, lepiej nie ryzykować – spojrzał na mnie – Iza weź mu jakieś śniadanie i przynieś do jego pokoju.
- Oczywiście – spojrzałam na budzik, który stał na szafce nocnej. 7:O5. Westchnęłam i poszłam do siebie.
- Biegliśmy, nie zauważył korzenia, upadł, a teraz mówi, że go noga boli – wyjaśniłam.
- Dobra, daj go tutaj – pomógł mi zanieść go na stół do masażu Obejrzał nogę, trochę pomasował i mamrotał sam do siebie. – To nic poważnego – stwierdził w końcu, a Bartek odetchnął z ulgą. – Teraz Ci to – wskazał na nogę siatkarza – wymasuję. Na śniadanie windą – uśmiechnął się – Dzisiaj sobie trochę odpoczniesz - Bartek jęknął z rozpaczy – ale wygląda na to że możesz ćwiczyć, tylko nie biegać. Wieczorem wysmarujemy, zrobimy okład i jutro rano będziesz jak nowo narodzony – wyjaśnił. Bartek uśmiechnął się zadowolony. – Albo wiesz co do treningu zostaniesz w łóżku, lepiej nie ryzykować – spojrzał na mnie – Iza weź mu jakieś śniadanie i przynieś do jego pokoju.
- Oczywiście – spojrzałam na budzik, który stał na szafce nocnej. 7:O5. Westchnęłam i poszłam do siebie.
- Coś się stało –
zapytał Łukasz, najwyraźniej na mnie czekał.
- Bartek potknął się i boli go noga – wyśniłam, otwierając drzwi. Zgrabnie wyminęłam plamę, Łukaszowi się nie udało. Zaklął siarczyście.
- Bartek potknął się i boli go noga – wyśniłam, otwierając drzwi. Zgrabnie wyminęłam plamę, Łukaszowi się nie udało. Zaklął siarczyście.
- Coś się stało? – zapytałam niewinnie.
- Wdepnąłem… To jest bita śmietana prawda?
- Zapytaj się tych którzy to zrobili.
- Ja… - podrapał się po karku.
- Wiem, że wiesz.
- Dobra to był Kuraś i Jarski – wyjaśnił. Wiedziałam! – Wiesz ta zemsta za śniadanie.
- Domyśliłam się.
- Mogę – pokazał na łazienkę.
- Tylko szybko – poinstruowałam.
- Wdepnąłem… To jest bita śmietana prawda?
- Zapytaj się tych którzy to zrobili.
- Ja… - podrapał się po karku.
- Wiem, że wiesz.
- Dobra to był Kuraś i Jarski – wyjaśnił. Wiedziałam! – Wiesz ta zemsta za śniadanie.
- Domyśliłam się.
- Mogę – pokazał na łazienkę.
- Tylko szybko – poinstruowałam.
- Na pewno nie wiesz skąd są te ręczniki – dopytywał, kiedy zrobił to co zrobić
musiał. Zaprzeczyłam. Westchnął. – Trudno.
Wypełniłam mój
łazienkowy rytuał. Ubrałam się w granatową zwiewną sukienkę, sięgającą do
kolan, z opinającym ją w pasie brązowym paskiem i pasujące szpilki. Poprosiłam
sprzątaczki, aby zajęły się sprawą bitej śmietany
Jadłam śniadanie.
Przysiedli się do mnie Krzysiu, Marcin, Kuba oraz Zbyszek. Dopytywali się o
stan Bartka, patrząc przy tym tęsknym wzrokiem na moje kanapki z dżemem
truskawkowym. Zjadłam wszystko, wypiłam kawę. Powiedziałam, to co wiedziałam o
stanie Kurka i wzięłam dla niego kanapki z szynką oraz małą sałatkę. Była bez
grzanek. Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby się roztył. Prawda?
- Kanapki i sałatka –
powiedziałam i podałam Bartkowi jedzenie. – Jak tam noga? – niepewnie usiadłam
na łóżku Kuby. Kto wie co się tam kryje?
- Dobrze, dzisiaj tylko się porozciągam i się zobaczy – odpowiedział i porządnie ugryzł kanapkę. – Dobra – powiedział z pełną buzią. Jak duże dziecko.
- To fajnie – pociągnęłam nosem – Co tu tak śmierdzi?
- To ja – wyznał speszony – nie zdążyłem wziąć prysznica. Wróciłem chwilę przed Tobą – wyjaśnił – A co chcesz pomóc? – poruszył sugestywnie brwiami.
- Śnisz chyba – zaśmiałam się i pociągnęłam za klamkę. – A co do tej bitej śmietany. Doigracie się później – ostrzegłam i wyszłam. Zza drzwi usłyszałam, jak Bartek przełyka ze zgrozą silne.
- Dobrze, dzisiaj tylko się porozciągam i się zobaczy – odpowiedział i porządnie ugryzł kanapkę. – Dobra – powiedział z pełną buzią. Jak duże dziecko.
- To fajnie – pociągnęłam nosem – Co tu tak śmierdzi?
- To ja – wyznał speszony – nie zdążyłem wziąć prysznica. Wróciłem chwilę przed Tobą – wyjaśnił – A co chcesz pomóc? – poruszył sugestywnie brwiami.
- Śnisz chyba – zaśmiałam się i pociągnęłam za klamkę. – A co do tej bitej śmietany. Doigracie się później – ostrzegłam i wyszłam. Zza drzwi usłyszałam, jak Bartek przełyka ze zgrozą silne.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do
pokoju. Sprzątaczki dobrze wywiązały się ze swoich obowiązków i nie musiałam już uważać na białą plamę.
~~
I jak? Moim zdaniem takie sobie :(. Chociaż pomogłoby jeśli byście komentowali ;). Zachęcam. Będzie fajnie :D Bo przecież ja to dla was piszę, więc chciałabym znać wasze zdanie :).
Buźki ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz