Do końca dnia, nie
mogłam przeprowadzić ani jednego wywiadu, bo każdy latał koło Bartka, jakby co
najmniej był Królową Elżbietą. Sztab medyczny był na każde jego zawołanie,
Andrea mówił mu, że nie powinien się teraz przemęczać, ale ten głupek i tak
stawiał na swoim.
Uparcie zarzekał się, że jest dobrze, chociaż nawet ja mogłam stwierdzić, że go
boli, a siedziałam jak najdalej to było możliwe.
Na całe szczęście, każdy był tak zajęty, że chłopcy nie realizowali planu
swojej wojny. Ja na razie nie wymyśliłam nic ciekawego. Chyba muszę poradzić
się Damiana, westchnęłam.
- To jak kotek, masz
jakiś pomysł? – zapytałam Damiana, kiedy wszystko mu opowiedziałam.
- Hmm… Daj pomyśleć – westchnął.
- Ja tu mam nóż na gardle - przypomniałam Damianowi.
- Dobra, dobra. Pamiętasz jak ojciec zmusił mnie na udział w obozie harcerskim? – przytaknęłam. – To zapewne opowiadałem Ci, jak Adam rozwiesił kartki z mojego pamiętnika…
- Słonko, Oni chyba nie prowadzą pamiętników.
- Albo jak wywiesili moje bokserki w biedronki na maszcie…
- Nie mamy masztu…
- A co z praniem?
- Pod koniec tygodnia.
- Nie uważasz, że różowy to niesamowity kolor?
- Osobiście wolę fioletowy – usłyszałam tylko zrezygnowane westchnięcie Damiana, po drugiej stronie.
- Może pomieszaj biały z kolorowym? – zaproponował w końcu.
- Nie… bo jak się potem pokażą na meczach.
- Też racja… Wiem zakradnij się do pokoju jednego z nich, przeszukaj jego prywatne rzeczy, a potem wykorzystaj informacje – wyczułam jak na jego ustach, pojawia się zadziorny uśmieszek.
- Wiesz, że Cię kocham.
- Dzisiaj mi tego nie mówiłaś – przybrał oburzony ton głosu.
- To teraz powiem. Kocham Cię pysiek.
- Ja Ciebie też .
- Muszę kończyć – powiedziałam, kiedy Krzysiek wszedł bez pukania. – Pa skarbie.
- Pa kochanie – powiedział i rozłączył się.
- Hmm… Daj pomyśleć – westchnął.
- Ja tu mam nóż na gardle - przypomniałam Damianowi.
- Dobra, dobra. Pamiętasz jak ojciec zmusił mnie na udział w obozie harcerskim? – przytaknęłam. – To zapewne opowiadałem Ci, jak Adam rozwiesił kartki z mojego pamiętnika…
- Słonko, Oni chyba nie prowadzą pamiętników.
- Albo jak wywiesili moje bokserki w biedronki na maszcie…
- Nie mamy masztu…
- A co z praniem?
- Pod koniec tygodnia.
- Nie uważasz, że różowy to niesamowity kolor?
- Osobiście wolę fioletowy – usłyszałam tylko zrezygnowane westchnięcie Damiana, po drugiej stronie.
- Może pomieszaj biały z kolorowym? – zaproponował w końcu.
- Nie… bo jak się potem pokażą na meczach.
- Też racja… Wiem zakradnij się do pokoju jednego z nich, przeszukaj jego prywatne rzeczy, a potem wykorzystaj informacje – wyczułam jak na jego ustach, pojawia się zadziorny uśmieszek.
- Wiesz, że Cię kocham.
- Dzisiaj mi tego nie mówiłaś – przybrał oburzony ton głosu.
- To teraz powiem. Kocham Cię pysiek.
- Ja Ciebie też .
- Muszę kończyć – powiedziałam, kiedy Krzysiek wszedł bez pukania. – Pa skarbie.
- Pa kochanie – powiedział i rozłączył się.
- Z kim tak się czule żegnałaś? – Krzysztof dobrał się do mojego laptopa. Nie
protestowałam, wiedziałam, że i tak mi nie odda.
- Z przyjacielem.
- Tak to się teraz nazywa? – poruszył sugestywnie brwiami.
- To przyjaciel – zaśmiałam się.
- Jak mam Ci uwierzyć? – dopytywał siatkarz.
- Jest gejem – położyłam się koło niego i zobaczyłam, że czyta moją książkę (jeśli można to coś tak nazwać). Mogłam się tego domyśleć.
- Serio?
- Tak.
- Skąd wiesz?
- Bo jest moim przyjacielem i mówimy sobie wszystko – posłał mi pytające spojrzenie.
- Nie wierzę.
- To uwierz – skorzystałam z jego chwilowego zaniku koncentracji i przechwyciłam laptopa.
- Ej! – zawołał oburzony – A tak w ogóle zapomniałem Ci powiedzieć, że przez Ciebie Andrea każe nam teraz rano biegać – marudził. Chyba zaczynam lubić naszego trenera.
- I?
- Razem z Tobą – Dobra cofam to, nienawidzę zasrańca. – To o której mamy się stawić przed ośrodkiem?
- Na szóstą rano – odpowiedziałam beznamiętnym głosem. Dobrze wiedziałam, że wstają koło siódmej trzydzieści. Trochę mnie to podbudowało na duchu. Ale tylko trochę.
- A kończymy?
- Siódma trzydzieści zazwyczaj jestem już w pokoju – zaczął marudzić i psioczyć. Przy czym robił nieziemsko śmieszne miny.
- A może tak tylko godzinka?
- A co ja będę z tego miała?
- Naszą wdzięczność – zatrzepotał rzęsami. Zaśmiałam się.
- Wynocha – zdzieliłam go poduszką.
- Oj bo się doigrasz – zabrał mi laptopa i zaczął łaskotać. Nienawidzę go! Przez jakieś następne piętnaście minut tarzaliśmy się po łóżku, rozkopując wcześniej zaścieloną, przeze mnie pościel.
- Z przyjacielem.
- Tak to się teraz nazywa? – poruszył sugestywnie brwiami.
- To przyjaciel – zaśmiałam się.
- Jak mam Ci uwierzyć? – dopytywał siatkarz.
- Jest gejem – położyłam się koło niego i zobaczyłam, że czyta moją książkę (jeśli można to coś tak nazwać). Mogłam się tego domyśleć.
- Serio?
- Tak.
- Skąd wiesz?
- Bo jest moim przyjacielem i mówimy sobie wszystko – posłał mi pytające spojrzenie.
- Nie wierzę.
- To uwierz – skorzystałam z jego chwilowego zaniku koncentracji i przechwyciłam laptopa.
- Ej! – zawołał oburzony – A tak w ogóle zapomniałem Ci powiedzieć, że przez Ciebie Andrea każe nam teraz rano biegać – marudził. Chyba zaczynam lubić naszego trenera.
- I?
- Razem z Tobą – Dobra cofam to, nienawidzę zasrańca. – To o której mamy się stawić przed ośrodkiem?
- Na szóstą rano – odpowiedziałam beznamiętnym głosem. Dobrze wiedziałam, że wstają koło siódmej trzydzieści. Trochę mnie to podbudowało na duchu. Ale tylko trochę.
- A kończymy?
- Siódma trzydzieści zazwyczaj jestem już w pokoju – zaczął marudzić i psioczyć. Przy czym robił nieziemsko śmieszne miny.
- A może tak tylko godzinka?
- A co ja będę z tego miała?
- Naszą wdzięczność – zatrzepotał rzęsami. Zaśmiałam się.
- Wynocha – zdzieliłam go poduszką.
- Oj bo się doigrasz – zabrał mi laptopa i zaczął łaskotać. Nienawidzę go! Przez jakieś następne piętnaście minut tarzaliśmy się po łóżku, rozkopując wcześniej zaścieloną, przeze mnie pościel.
–
Chłopaki – wydarł się libero, kiedy zaczął przegrywać. Do pokoju
wpadli Łukasz Żygadło i
Michał Kubiak.
- Przybyliśmy Ci z pomocą! – wykrzyczeli radośnie i rzucili się na mnie, przy
okazji atakując. Na całe szczęście udało
mi się chwycić szpilkę, która leżała na podłodze. Od razu spotulnieli.
- A teraz do swoich pokoi, albo pobiegamy od piątej do siódmej trzydzieści – zagroziłam. Uciekali, aż się kurzyło.
~~- A teraz do swoich pokoi, albo pobiegamy od piątej do siódmej trzydzieści – zagroziłam. Uciekali, aż się kurzyło.
I jak? :D Mam nadzieję, że się wam podoba :P. I , że to czytacie :). Dużymi krokami zbliża się rok szkolny :/. W sumie to czai się za rogiem, uśmiechając się szyderczo. Bo wiecie jest podły. Więc jeśli będę miała dużo nauki, wtedy rozdziały będą pojawiać się raz na tydzień, ale nie będę straszyć. Chociaż później kto wie? Jednak mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
A w ogóle to jak tam u was na wakacjach było?
(Chyba, że są tu jacyś studenci (w co wątpię) ;) )