piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział XI


Do końca dnia, nie mogłam przeprowadzić ani jednego wywiadu, bo każdy latał koło Bartka, jakby co najmniej był Królową Elżbietą. Sztab medyczny był na każde jego zawołanie, Andrea mówił mu, że nie powinien się teraz przemęczać, ale ten głupek i tak stawiał na swoim.
Uparcie zarzekał się, że jest dobrze, chociaż nawet ja mogłam stwierdzić, że go boli, a siedziałam jak najdalej to było możliwe.
Na całe szczęście, każdy był tak zajęty, że chłopcy nie realizowali planu swojej wojny. Ja na razie nie wymyśliłam nic ciekawego. Chyba muszę poradzić się Damiana, westchnęłam.


- To jak kotek, masz jakiś pomysł? – zapytałam Damiana, kiedy wszystko mu opowiedziałam.
- Hmm… Daj pomyśleć – westchnął.
- Ja tu mam nóż na gardle - przypomniałam Damianowi.
- Dobra, dobra. Pamiętasz jak ojciec zmusił mnie na udział w obozie harcerskim? – przytaknęłam. – To zapewne opowiadałem Ci, jak Adam rozwiesił kartki z mojego pamiętnika…
- Słonko, Oni chyba nie prowadzą pamiętników.
- Albo jak wywiesili moje bokserki w biedronki na maszcie…
- Nie mamy masztu…
- A co z praniem?
- Pod koniec tygodnia.
- Nie uważasz, że różowy to niesamowity kolor?
- Osobiście wolę fioletowy – usłyszałam tylko zrezygnowane westchnięcie Damiana, po drugiej stronie.
- Może pomieszaj biały z kolorowym? – zaproponował w końcu.
- Nie… bo jak się potem pokażą na meczach.
- Też racja… Wiem zakradnij się do pokoju jednego z nich, przeszukaj jego prywatne rzeczy, a potem wykorzystaj informacje – wyczułam jak na jego ustach, pojawia się zadziorny uśmieszek.
- Wiesz, że Cię kocham.
- Dzisiaj mi tego nie mówiłaś – przybrał oburzony ton głosu.
- To teraz powiem. Kocham Cię pysiek.
- Ja Ciebie też .
- Muszę kończyć – powiedziałam, kiedy Krzysiek wszedł bez pukania. – Pa skarbie.
- Pa kochanie – powiedział i rozłączył się.
- Z kim tak się czule żegnałaś? – Krzysztof dobrał się do mojego laptopa. Nie protestowałam, wiedziałam, że i tak mi nie odda.
- Z przyjacielem.
- Tak to się teraz nazywa? – poruszył sugestywnie brwiami.
- To przyjaciel – zaśmiałam się.
- Jak mam Ci uwierzyć? – dopytywał siatkarz.
- Jest gejem – położyłam się koło niego i zobaczyłam, że czyta moją książkę (jeśli można to coś tak nazwać).  Mogłam się tego domyśleć.
- Serio?
- Tak.
- Skąd wiesz?
- Bo jest moim przyjacielem i mówimy sobie wszystko – posłał mi pytające spojrzenie.
- Nie wierzę.
- To uwierz – skorzystałam z jego chwilowego zaniku koncentracji i przechwyciłam laptopa.
- Ej! – zawołał oburzony – A tak w ogóle zapomniałem Ci powiedzieć, że przez Ciebie Andrea każe nam teraz rano biegać – marudził. Chyba zaczynam lubić naszego trenera.
- I?
- Razem z Tobą – Dobra cofam to, nienawidzę zasrańca. – To o której mamy się stawić przed ośrodkiem?
- Na szóstą rano – odpowiedziałam beznamiętnym głosem. Dobrze wiedziałam, że wstają koło siódmej trzydzieści. Trochę mnie to podbudowało na duchu. Ale tylko trochę.
- A kończymy?
- Siódma trzydzieści zazwyczaj jestem już w pokoju – zaczął marudzić i psioczyć. Przy czym robił nieziemsko śmieszne miny.
- A może tak tylko godzinka?
- A co ja będę z tego miała?
- Naszą wdzięczność – zatrzepotał rzęsami. Zaśmiałam się.
- Wynocha – zdzieliłam go poduszką.
- Oj bo się doigrasz – zabrał mi laptopa i zaczął łaskotać. Nienawidzę go! Przez jakieś następne piętnaście minut tarzaliśmy się po łóżku, rozkopując wcześniej zaścieloną, przeze mnie pościel. 

– Chłopaki – wydarł się libero, kiedy zaczął przegrywać. Do pokoju wpadli Łukasz Żygadło i Michał Kubiak. 
- Przybyliśmy Ci z pomocą! – wykrzyczeli radośnie i rzucili się na mnie, przy okazji atakując.  Na całe szczęście udało mi się chwycić szpilkę, która leżała na podłodze. Od razu spotulnieli.
- A teraz do swoich pokoi, albo pobiegamy od piątej do siódmej trzydzieści – zagroziłam. Uciekali, aż się kurzyło.  
~~
I jak? :D Mam nadzieję, że się wam podoba :P. I , że to czytacie :). Dużymi krokami zbliża się rok szkolny :/. W sumie to czai się za rogiem, uśmiechając się szyderczo. Bo wiecie jest podły. Więc jeśli będę miała dużo nauki, wtedy rozdziały będą pojawiać się raz na tydzień, ale nie będę straszyć. Chociaż później kto wie? Jednak mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. 
A w ogóle to jak tam u was na wakacjach było? 
(Chyba, że są tu jacyś studenci (w co wątpię) ;) )

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział X


Czy wzięłam groźbę siatkarzy na poważnie? Nie. Czemu? A co oni mi mogą zrobić. Niestety myliłam się. Rano obudziło mnie głośne miarowe pukanie w drzwi. Zrezygnowana wstałam i otworzyłam, myśląc, iż będzie to Krzysiu, albo Łukasz, proszący o skorzystanie z toalety.

Nikogo nie było. Postawiłam stopę, przed progiem i wdepnęłam w coś białego o maziowatej konsystencji. Błagam, żeby to była bita śmietana, prosiłam Boga w duchu.

Spojrzałam. Tak to bita śmietana, odetchnęłam z ulgą.
Na jednej nodze doskoczyłam do łazienki i umyłam stopę. Po czym wyszłam na korytarz, zgrabnie omijając dużą białą plamę.

Przeszłam się po korytarzu, w tą i z powrotem. Przez drzwi do pokoju 251 słyszałam stłumione śmiechy.

Wróciłam do siebie i dokładnie obejrzałam listę pokoi. 251… Tu Was mam. Uśmiechnęłam się. Bartosz Kurek i Jakub Jarosz.
Jeśli tak chcecie tu spędzić czas proszę bardzo.  Zobaczymy co powiecie, kiedy przyjdzie się wam zetknąć z geniuszem Izabeli Małeckiej.

Tak jak zawsze poszłam pobiegać. To może dziwne, ale już miałam ulubioną trasę. Nie chcę żadnej innej. Tak sobie postanowiłam. Ale ja głupia, pomyślałam, kiedy Bartek przeciął mi drogę.

- O Hej – posłał mi uśmiech – Nie wiedziałem, że biegasz.
- Lubię zaskakiwać – kurde, pobiegnij sobie w inną stronę…
- Jak długo biegasz? – ciągnął konwersacje.
- Wystarczająco długo, żeby zostawić Cię w tyle – uśmiechnęłam się i pognałam przed siebie. Bartek nie dawał jednak za wygraną. Co za skurwiel.
- To co jesz na śniadanie? – Boże jeśli go zabiję, wybaczysz mi?
- Nie wiem jeszcze.
- Ja może kanapki z wędliną – oblizał wargi.
- Dobry wybór, ja myślałam o Nutelli – posłałam mu perfidny uśmieszek. Zaczęłam biegnąć coraz szybciej. Miałam nadzieję, że zrozumiał aluzję. Jak ja głupia! 

Przeskoczyłam nad długim, dużym korzeniem. Bartek nie miał tyle szczęścia i upadł na ściółkę.

- Iza! – zawołał. Cholera, jak go tu zostawię, to nici z artykułu. Westchnęłam i pomogłam mu wstać.
- Cały?
- Chyba – otrzepał się. – Ale noga mnie boli – no to pięknie.
- Chodź tu – wspólnymi siłami, jakoś dotarliśmy do COSu. 

Użyliśmy windy i zaprowadziłam, go do pokoju fizjoterapeuty. Zapukałam. Otworzył mi zaspany mężczyzna.

- Czy wy wiecie któ…  – przerwał w pół słowa, kiedy zobaczył, że podtrzymuję Bartka – Co się stało?
- Biegliśmy, nie zauważył korzenia, upadł, a teraz mówi, że go noga boli – wyjaśniłam.
- Dobra, daj go tutaj – pomógł mi zanieść go na stół do masażu  Obejrzał nogę, trochę pomasował i mamrotał sam do siebie. – To nic poważnego – stwierdził w końcu, a Bartek odetchnął z ulgą. – Teraz Ci to – wskazał na nogę siatkarza – wymasuję. Na śniadanie windą – uśmiechnął się – Dzisiaj sobie trochę odpoczniesz  - Bartek jęknął z rozpaczy – ale wygląda na to że możesz ćwiczyć, tylko nie biegać. Wieczorem wysmarujemy, zrobimy okład i jutro rano będziesz jak nowo narodzony – wyjaśnił. Bartek uśmiechnął się zadowolony. – Albo wiesz co do treningu zostaniesz w łóżku, lepiej nie ryzykować – spojrzał na mnie – Iza weź mu jakieś śniadanie i przynieś do jego pokoju.
- Oczywiście – spojrzałam na budzik, który stał na szafce nocnej. 7:O5. Westchnęłam i poszłam do siebie.

- Coś się stało – zapytał Łukasz, najwyraźniej na mnie czekał.
- Bartek potknął się i boli go noga – wyśniłam, otwierając drzwi. Zgrabnie wyminęłam plamę, Łukaszowi się nie udało. Zaklął siarczyście.

- Coś się stało? – zapytałam niewinnie.
- Wdepnąłem… To jest bita śmietana prawda?
- Zapytaj się tych którzy to zrobili.
- Ja… - podrapał się po karku.
- Wiem, że wiesz.
- Dobra to był Kuraś i Jarski – wyjaśnił. Wiedziałam! – Wiesz ta zemsta za śniadanie.
- Domyśliłam się.
- Mogę – pokazał na łazienkę.
- Tylko szybko – poinstruowałam.

- Na pewno nie wiesz skąd są te ręczniki – dopytywał, kiedy zrobił to co zrobić musiał. Zaprzeczyłam. Westchnął. – Trudno.

Wypełniłam mój łazienkowy rytuał. Ubrałam się w granatową zwiewną sukienkę, sięgającą do kolan, z opinającym ją w pasie brązowym paskiem i pasujące szpilki. Poprosiłam sprzątaczki, aby zajęły się sprawą bitej śmietany

Jadłam śniadanie. Przysiedli się do mnie Krzysiu, Marcin, Kuba oraz Zbyszek. Dopytywali się o stan Bartka, patrząc przy tym tęsknym wzrokiem na moje kanapki z dżemem truskawkowym. Zjadłam wszystko, wypiłam kawę. Powiedziałam, to co wiedziałam o stanie Kurka i wzięłam dla niego kanapki z szynką oraz małą sałatkę. Była bez grzanek. Przecież nie mogę pozwolić na to, żeby się roztył. Prawda?


- Kanapki i sałatka – powiedziałam i podałam Bartkowi jedzenie. – Jak tam noga? – niepewnie usiadłam na łóżku Kuby. Kto wie co się tam kryje?
- Dobrze, dzisiaj tylko się porozciągam i się zobaczy – odpowiedział i porządnie ugryzł kanapkę. – Dobra – powiedział z pełną buzią. Jak duże dziecko.
- To fajnie – pociągnęłam nosem – Co tu tak śmierdzi?
- To ja – wyznał speszony – nie zdążyłem wziąć prysznica. Wróciłem chwilę przed Tobą – wyjaśnił – A co chcesz pomóc? – poruszył sugestywnie brwiami.
- Śnisz chyba – zaśmiałam się i pociągnęłam za klamkę. – A co do tej bitej śmietany. Doigracie się później – ostrzegłam i wyszłam. Zza drzwi usłyszałam, jak Bartek przełyka ze zgrozą silne. 
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do pokoju. Sprzątaczki dobrze wywiązały się ze swoich obowiązków i  nie musiałam już uważać na białą plamę.  
~~
I jak? Moim zdaniem takie sobie :(. Chociaż pomogłoby jeśli byście komentowali ;). Zachęcam. Będzie fajnie :D Bo przecież ja to dla was piszę, więc chciałabym znać wasze zdanie :).
Buźki ;* 

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział IX



Damian miał rację. Patrzenie, na ćwiczących siatkarzy. To jest to.  Sama gra nie jest interesująca, ale za to jak się prężą, przy zagrywce. Zwłaszcza Bartek, kiedy namaszcza tą piłkę. Całkiem fajny widok. Ale muszę wziąć się w garść. Zrezygnowana zaczęłam robić notatki, zapisywałam co robią, jak się przygotowują.

- Iza! – zawołał ktoś z boiska. Spojrzałam, kto to. Andrea. Na pewno będzie czegoś chciał.
- Słucham? – zapytałam, kiedy podeszłam.
- Igła ma chwilę wolnego, możesz przeprowadzić z nim wywiad – powiedział z uśmiechem na twarzy.

Razem z Krzyśkiem udaliśmy się na trybuny. Z torby wyjęłam dyktafon, włączyłam i zaczęłam zadawać pytania. Dotyczyły one tego, co chciałaby wiedzieć przeciętna czytelniczka „Chwila dla Ciebie”, niektóre były bardziej ambitne, niektóre mniej.

- To wszystko – podziękowałam.
- Uff… a tak z ciekawości dla jakiej gazety ty to piszesz?
- Kobiecej  - powiedziałam. Wzdrygnął się. – Zabawne, naprawdę.
- Wyglądasz na kogoś kto mierzy wyżej.
- Kiedyś będę pisać dla „Rzeczpospolita” – wyjaśniłam.
- Szczęścia życzę – uśmiechnął się. Po nim wywiad przeprowadziłam z Pawłem Zagumnym, Michałem Ruciakiem i Grzegorzem Kosokiem.

Trening skończył się równo o dwunastej. Zabrałam swoje rzeczy i udałam się do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i weszłam na pocztę. Jakieś wiadomości informujące, że właśnie wygrałam milion złotych, wręcz machinalnie pokasowałam. Była wiadomość od Dominiki. Stwierdziłam, że przeczytam później. Jedna od szefa. Dupek. I jedna od Damiana. Odpisałam mu. Potem zabrałam się za pisanie artykułu. Szło marnie. Zastanawiałam się, po co ludziom wiedzieć jaki rozmiar buta nosi siatkarz, kiedy usłyszałam pukanie.

- Otwarte!
-  Razem z chłopakami zastanawiamy się czy nie zamówiłabyś pizzy – zaproponował o dziwo grzecznie Piotrek. Spojrzałam na niego zdziwiona, przecież za pół godziny będzie obiad.
- Nie teraz – zamachał długimi rękami – tylko tak kiedyś – podrapał się karku. Czyżby się speszył. To całkiem urocze.
- Możecie pomarzyć – stwierdziłam. Posłał mi spojrzenie zbitego psiaka. Wspomniałam, że szczeniaczka. – Wy sportowcy, musicie dbać o wagę, nie wolno wam jeść takich rzeczy – wyjaśniłam.
- Wiem – odparł.
- To czemu się pytasz?
- To tak na przyszłość, wiesz, jakbyś miała ochotę… - znów drapał się po karku – to mogłabyś się podzielić.
- Pomyślę – uśmiechnęłam się. 
Oczywiście kłamałam, w życiu bym się z nimi nie podzieliła. Ale czy on musi o tym wiedzieć? Nie. Odwzajemnił uśmiech i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

- Czemu nas nie lubisz? – Bartek dosiadł się do mnie na obiedzie. Jadłam właśnie łososia, ziemniaki, sałatkę, a całość popijałam sokiem. Mniam.
- Czemu tak twierdzisz?
- Bo się nie zgodziłaś – stwierdził i zaczął pochłaniać zawartość swojego talerza.
- Uważam, że nie powinniście zaśmiecać swoich organizmów – ale ze mnie hipokrytka.
- Czyli się o nas troszczysz? – dosiadł się Michał Winiarski.

- Tak to sobie tłumacz.                                                                         - A chińszczyznę? – zapytał Łukasz. Jak Boga kocham, jak się jeszcze jeden przysiądzie…
- Ty to jesz? – spytał Marcin.
- A ty nie – odparł Żygadło.
- Feee – skwitował Krzysiek, który wcisnął się pomiędzy mnie, a Łukasza.
- No właśnie – poparł go Kuba Jarosz. Zajął miejsce koło Bartka. – Daj trochę – powiedział i nie czekając na pozwolenie dał nura widelcem w moją sałatkę. Miarka się przebrała.
- A chciałam wziąć na kolacje kanapki z Nutellą – warknęłam. – Ale chyba zdecyduję się na sałatkę i razowy chleb – zmierzyłam ich wzrokiem.
- Chcesz z powrotem – zapytał Kuba, zanim włożył jedzenie do ust. Spojrzałam na niego jak na głupka. Wzruszył tylko ramionami i pochłoną to co mi zabrał.
- To jak już rozdajesz żarcie – Bartek zacierał ręce.
- Ani mi się waż – ostrzegłam.
- Ale on mógł – protestował.
- Ale on będzie chodził od drzwi do drzwi, zbierając parnie – posłałam im uśmiech i odeszłam od stołu.
- To będzie wojna! – usłyszałam krzyki siatkarzy, kiedy byłam już w korytarzu. Świetnie, już się nie mogę doczekać. 
~~
Iza zaczęła nimi rządzić :D należy się jej :D (moim zdaniem ;P ). A wy co sądzicie? Odpowiedzi w komentarzach :D.
A i trzeba ustalić - sama się gubię - kiedy będę dodawała. 
Po straszliwych męczarniach (trzeba było myśleć ;) ) doszłam do wniosku, że notki będę dodawać we Wtorki i Piątki. 
I jeszcze jedno. Jak się rozdział podobał? 
Buźki ;* 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział VIII


Do trzeciej nad ranem zdążyłam wypić połowę butelki oraz zapamiętać wszystkie notatki, jakie miałam, o reprezentacji.  Zasnęłam o czwartej. Budzik zadzwonił o szóstej. Dwie godziny spania. Chyba pobiłam życiowy rekord. Założyłam niebiesko-szary strój do biegania, a włosy związałam w wysoką, ciasną kitkę.

Biegałam, biegałam i biegałam. Miałam nadzieję, że może uda mi się stąd uciec. Marzenie nie do spełnienia, westchnęłam.
Muszę przyznać, że COS ma do zaoferowania, niesamowite trasy. Chociaż, jak na mój gust, mają tutaj zdecydowanie za dużo drzew. Nic jednak na to nie poradzę. 

Do pokoju wróciłam za pięć siódma. Po czole spływały mi małe kropelki potu. Za ładnie nie pachniałam. Weszłam pod prysznic i wyszorowałam ciało. Umyłam włosy, lawendowym szamponem. Wytarłam się. Zrobiłam makijaż, umyłam zęby, wyprostowałam i ułożyłam włosy. Założyłam beżowe pantofle, lniane białe spodnie i beżową, zwiewną bluzkę na ramiączka.
Miałam pociągnąć za klamkę, kiedy usłyszałam głośne PUK, PUK. Otworzyłam, a moim oczom ukazał się zaspany Łukasz Żygadło.
- Tak?
- Mogę skorzystać z toalety? – trzymał ręce w kieszeniach szarych dresów, a jego nagi tors przyciągał mnie, jak nowa torebka od Prady. – Igła zamknął się  w naszej. Twierdzi, że to zemsta za wczoraj – ziewnął. Zaprosiłam go gestem ręki. Czekałam, aż wyjdzie. Co oni mają z tym gwizdaniem?
- Dzięki – powiedział, w rękach trzymał ręcznik. – Puszysty i jaki mięciutki – westchnął, wtulając twarz w materiał.
- Wiem…
- Moja żona, Agnieszka, na pewno, by go pokochała.
- Tak…
- Gdzie
- Dostałam od mamy – uprzedziłam Łukasza. Westchnął zrezygnowany.
- Dzięki – wskazał na toaletę. Posłałam mu uśmiech – A wiesz co będzie na śniadanie?
- Nie… śniadanie będzie na ósmą, rozpiska dnia na moich drzwiach, przekaż reszcie – pokazałam mu przyklejaną kartkę. Udał się do swojego pokoju, a ja do stołówki. Była za pięć ósma.

Razem z moją sałatką, ciemny pieczywem i czarną kawą usiadłam przy stoliku. Miałam nadzieję, że nikt się do mnie nie przysiądzie. Wyjrzałam przez okno. Słońce świeciło nieubłaganie. Wyobrażałam sobie, jak Łukasz biega w pocie czoła bez koszulki. Niestety moją fantazje przerwało głośne ŁUP.  Któremuś upadło krzesło. Jak duże dzieci.
Powoli przeżuwałam każdy kęs i popijałam go kawą. Tak jak lubię. Z minuty na minutę przybywało coraz to więcej sportowców. Śmiali się i głośno rozmawiali.
- Masz coś dobrego? – usłyszałam czyjś szept. Odwróciłam głowę. Bartek. Posłałam mu pytające spojrzenie. – No wiesz, jakąś Nutellę, albo dżemik? – ciągnął błagalnym głosem.
- No właśnie – uśmiechnął się Piotr Nowakowski. Pokazałam im moje śniadanie. Westchnęli. – Na kolacje weź coś słodkiego – poprosili i odwrócili się. Dziwne.
- Hej koleżanko – przywitał się Krzysztof. Przysiadł się i spojrzał na moją tackę. – O, grzanki – chwycił widelec i w ekspresowym tempie pochłoną połowę moich grzanek. Przestał, kiedy posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Wziąłeś grzanki, kawa moja – stwierdziłam i zabrałam mu naczynie z gorącym płynem. Uuu… czarna. Dobrze, że jeszcze nie posłodził.
- Daj posłodzę – zaproponował.
- Ani mi się waż… to psuję smak – jak on mógł mi coś takiego zaproponować. Dosiadł się do nas Zbigniew Bartman. Czy oni nie mogą dać mi spokoju? Spojrzał na moje grzanki.
- Słodziłeś kawę?
- Nie…
- To masz grzanki – wymieniliśmy się.
- Trzy kawy? – Zapytał Łukasz Żygadło. Spojrzałam na niego spode łba. – Nie oceniam. Skąd macie grzanki? – spojrzenia chłopaków powędrowały w moją stronę.
- Skończyło się. Trzy kawy mi wystarczą – stwierdziłam. Uśmiech spełzł z twarzy Łukasza. Tak, jak szybko przyszli, tak samo szybko wychodzili. Najwidoczniej śpieszyli się na trening. Była dziewiąta. Trening o dziesiątej. Dopiłam kawę i poszłam umyć zęby. Przy drzwiach czekał na mnie Bartek.
- Dałaś im grzanki – stwierdził z wyrzutem.
- Handel wymienny.
- Trzy kawy? – wzruszyłam ramionami.
- Tak już mam.
- A na kolację? – posłałam mu zaciekawione spojrzenie. – Czy wymienimy się czymś na kolacji? – wyjaśnił.
- Jeśli będziesz grzeczny – puściłam mu oczko i zniknęłam za drzwiami do mojego pokoju.
- A trening? – usłyszałam krzyk, dobiegający z korytarza.
- Na drzwiach jest rozpiska. – Czy tak już będzie do końca? Dużo bym zrobiła, żeby móc wyrwać się z „Chwila dla Ciebie”. Ale najpierw muszę przeżyć te pieprzone wyjazdy. A co najważniejsze, zacząć robić te cholerne wywiady. Spojrzałam tęsknym wzrokiem na łóżko. Rozchodziło mi się jednak, o to co się pod nim znajdowało. Nie, pomyślałam. Muszę być twarda. Jeszcze trochę i popadnę w alkoholizm, albo prędzej powieszę, się na żyrandolu. Tak, czy inaczej będę miała wybaczone. Bóg chyba zrozumie co ja tu muszę znosić. Prawda? 
~~
Mam nadzieję, że da się czytać :p notka trochę później niż zazwyczaj, ale wcześniej nie dałam rady :) 
Buźki ;* 

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział VII


Po godzinnej drzemce udałam się do pokoju trenera. Puk, Puk, Puk. Drzwi otworzył mi Andrea.
- Coś się stało? – gestem ręki zaprosił mnie do środka.
- Chciałam porozmawiać na temat mnie bycia ich managerem – siadłam na fotelu. Wygodny. Szkoda, że ja takiego nie mam.
- Coś nie tak? – zajął miejsce na łóżku.
-  Nie wiem, czy podołam temu zadaniu – zaczęłam grzecznie.
- Oj… nie martw się… wystarczy, że chłopaki cię polubią – ale najpierw ja muszę polubić ich, pomyślałam.
- Widzisz ja mam tylko kurs, tym chłopcom potrzebna jest raczej osoba z pięcioletnim stażem – Włoch zaśmiał się głośno.
- Nie martw się tak – wstał i podał mi jakąś kartkę – To jest plan dnia, mogłabyś powiesić na swoich drzwiach, wtedy nie będę ci tak często zawracać głowy – wręczył mi plan. Zrozumiałam, że chce, abym wyszła. Nie stawiałam oporów, bo po co. I tak nic nie wskóram. Powiesiłam kartkę i zamknęłam za sobą drzwi. 

- Kochanie tęsknie – rozmawiałam z Damianem. 
- Ja też słonko.
- Czy ty wiesz, do czego jestem tu zmuszona znosić – opowiedziałam mu o perfidnym planie Artura, zachowaniu siatkarzy i o stracie ciasteczek.
- Zrobił co?
- Wiem to straszne – rozpakowywałam walizkę.
- Jak chcesz to mogę mu fiuta odciąć – zaproponował
- Któremu?
- Obydwu słońce, obydwu – Damian doskonale rozumiał mój ból po stracie kruchych ciasteczek. On też je ubóstwiał.
- Lepiej nic nie rób Arturowi, nie wiem co może mu jeszcze wpaść do tej pustej głowy.
- Myślałem, że facet myśli tylko i wyłącznie fiutem – oboje się zaśmialiśmy.  Spojrzałam na zegarek, dochodziła osiemnasta, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. 

- Poczekaj – powiedziałam do Damiana.
- O co chodzi  ? – przed drzwiami stał Krzysiek, przeskakiwał z nogi na nogę. 
- Sikać! – wrzasnął, wpadł do pokoju jak opętany, a potem zamknął się w łazience.
- Kto to był?
- Krzysztof Ignaczak – powiedziałam, oszołomiona.
- On tak zawsze?
- Oby nie, Nie spakowałeś mi może wódki do walizki? – zapytałam z nadzieją.
- Szczelnie owinąłem w ręczniki – czułam, że się uśmiecha.
- Jesteś moim bohaterem.
- I cytrynowego Lecha – dodał
- Kocham Cię. Muszę kończyć pa pysiek – pożegnałam się z Damianem.  Z łazienki dochodziło gwizdanie Krzyśka.  Skończyłam rozpakowywanie. Alkohol został w walizce, którą włożyłam  pod łóżko. 

- Ale masz fajne ręczniki – zachwycał się Krzysiek. – Moja żona, Iwona, byłaby zachwycona. Są takie puszyste i mięciutkie – rozmarzył się.
- Wiem, dostałam od mamy, kiedy wprowadzałam się do Warszawy – odparłam. 
- Co tam robisz? – wskazał na mojego laptopa.
-Pracuję.
- A dokładniej? – dopytywał.
- Piszę.
- A co? – Czy jemu zdarza się zamknąć?
- Artykuł.
- Jaki? – Wygląda no to, że nie.  Dorwał się do laptopa i pomimo moich protestów, zaczął czytać.
- Skłamałaś – stwierdził z wyrzutem – To książka…
- No i? – chciałam odebrać moją własność.
- Fajna.
- Cieszę się, a teraz oddaj mi laptopa – próbowałam mu wyrwać laptopa siłą. Dupa. – Oddasz? Proszę – wyciągnęłam rękę w błagalnym geście.
- A będziesz pisać dalej?
- A nie powiesz reszcie?
- Mamy umowę  -podał mi laptopa i wyszedł, nucąc jakąś piosenkę pod nosem. 

Sięgnęłam po walizkę, wzięłam wódkę i zdrowo pociągnęła. Ja tu chyba zwariuje. 
~~
Iza chyba popadnie w alkoholizm jak tak dalej pójdzie :p ( oczywiście do tego nie dopuszczę, bo co mi po rozpitej Izie?) 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Przepraszam, że są takie krótkie. Staram się, ale... nie wychodzi. 
Buźki ;* 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział VI



- Andrea – dotknęłam jego ramienia – moglibyśmy porozmawiać?
- Może potem, bo reszta siatkarzy właśnie przyjechała – zaproponował, a mi nie zostało nic innego, jak zgodzić się na jego propozycję.
- JEJ rozdzielanie pokoi – Krzysiek zaklaskał w ręce, niczym mała dziewczynka.  O  nie! Czy to przypadkiem nie moja działka? Przełknęłam głośno ślinę, klnąc w duchu, że rzuciłam palenie.  Chłopcy wybiegli przed budynek, najwyraźniej niektórzy z nich dawno się nie widzieli. Padali w swoje objęcia, żartowali, ciesząc się swoją obecnością.
Niepewnie wyszłam do nich, czekając, aż Andrea w końcu się ogarnie i mnie przedstawi.
- Chłopcy – próbował nad nimi zapanować. Niestety jego próby były nieudane. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.  Zagwizdałam z palcy, a wszystkie głowy obróciły się w moją stronę.
- Trener ma wam coś do powiedzenia.
- Dziękuję – odchrząknął znacznie – Chciałem przedstawić wam Izę Małecką – wskazał na mnie. – Iza będzie robiła wywiady do gazety oraz to na nią spadnie piecza nad waszymi wizerunkami oraz sprawami organizacyjnymi – wyrecytował. Dało się słyszeć ciche pomruki i narzekania.
- A o co chodzi z naszymi wizerunkami? – dopytywał się Krzysiek . Trener tylko przewrócił oczami i kontynuował:
- Zgłoście się do niej w każdej potrzebie – poinstruował. Ciekawe, czy do twarzy by mu było z szubienicą? – Lista pokoi jest u Izy – powiedział i wręczył mi plik kartek. – Dzisiaj macie wolne, ale od jutra zaczynamy ostro trenować – klasnął w dłonie i poszedł gdzieś z ekipą medyczną.
Oczy siatkarzy zwróciły się w moim kierunku. O mamuniu, westchnęłam.
- Będę wyczytywała wasze nazwiska, a wy zgłosicie się po klucze – zakomenderowałam. I się zaczęło, jeden chciał być z kimś innym, ktoś się pytał o telewizory, łazienki, łóżka, jedzenie. Myślałam, że głowa mi pęknie. – CICHO! – motłoch umilkł. – Jeszcze raz się ktoś o coś zapyta i będzie spał na zewnątrz – nie zadziałało – bez kolacji – dodałam. Strzał w dziesiątkę, pomyślałam.
W pół godziny uwinęłam się z tym cholernym zadaniem. W holu czekała na mnie tonowa walizka. Westchnęłam, kiedy zobaczyłam Bartosza, czekającego koło bagażu.
- Coś nie tak z pokojem? – miałam ich po dziurki w nosie.
- Nie, pomyślałam, że zataszczę to do twojego pokoju – uśmiechnął się.
- Jeśli nalegasz – uff…
-Dzięki – uśmiechnęłam się, kiedy staliśmy  naprzeciwko pokoju numer 225. Należał do mnie. Otworzyłam drzwi, chciałam chwycić za walizkę, ale chłopak uprzedził mnie i wparował do pomieszczenia.
- Ładnie tu – westchnął i opadł na moje łóżko z  błogim uśmiechem. – Nie wchodzisz? – zapytał zdziwiony. Potrząsnęłam głową i weszłam. Pokoik był skromny, ale wydawał się wygodny. Duże łóżko, szafa, telewizor, łazienka też wyglądała całkiem, całkiem.
- Chciałam wziąć prysznic… - musi być jakiś sposób, żeby się go pozbyć. Prawda?
- Spoko idź, chciałem pooglądać telewizję. Bo u mnie, rozwalił się Jarski, a nie chcę oglądać powtórek „Na wspólnej” – niech zgadnę, oglądałeś wcześniej?  - Idź, będę grzeczny .
- Niech ci będzie, tylko niczego nie popsuj – westchnęłam zrezygnowana. Wyjęłam z walizki potrzebne rzeczy i szczelnie zamknęłam drzwi łazienki.
Wyszorowałam całą skórę, spod prysznica wyszłam porządnie zaróżowiona. Wytarłam się puszystym ręcznikiem, ubrałam się i opuściłam łazienkę.
Bartek rozwalony na całym łóżku, wyjadał mi moje kruche ciasteczka.
- Co ty sobie myślisz? – warknęłam i wyłączyłam telewizor.
- Hej – zerwał się – oglądałem to – wskazał na telewizor.
- Wpieprzałeś moje ciasteczka i to do tego w łóżku – pokazałam na okruszki na białej pościeli.
- Moje ulubione, jeszcze trochę zostało – podstawił mi opakowanie pod nos i potrząsną.
- Sprzątasz, albo wynocha – warknęłam.
- Ale… - zaczął błagalnie.  –Już sprzątam – wziął kołdrę, otworzył balkon i wytrzepał, po czym rozłożył na łóżku – Może być?
- Tak, ale muszę popracować – otworzyłam drzwi.
- Ciastka idą ze mną – zabrał opakowanie.
- I tak prawie nic z nich nie zostało  - westchnęłam i zamknęłam za nim.  Ja tu zwariuję, pomyślałam i opadłam na łóżko. 
~~
I jak? :) Moim zdaniem średnio, ale chyba da rade :P mam nadzieję, że się wam spodobało, a jak nie to hmm... to nie wiem ;) Proszę o komentarze :) (będę wiedzieć co fajne, a co nie :D ) 
Buźki ;* 

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział V


Zawsze myślałam, że siatkarze przejawiają chociaż cień mądrości. Wychodziłam z założenia, że jest to gra wymagająca inteligencji i sprytu. Chłopcy udowodnili, iż byłam w błędzie. Dużym.
Siedzieliśmy w stołówce. Andrea kazał Michałowi – w ramach przeprosin – taszczyć moje bagaże. Nie odmówiłam. Walizka ważyła chyba z tonę.
- No mówię wam masakra, a to wszystko przez Siuraka – Krzysztof pił  właśnie drugi kubek kawy i tęsknie wpatrywał się w mój kawałek szarlotki. Zresztą jak reszta siatkarzy. Najwidoczniej Andrea trzymał ich na krótkiej smyczy. Bartek posłał mu mordercze spojrzenie.
- Ja wam opowiem jak to było naprawdę – powiedział dobitnie podkreślając ostatnie słowo.
- Nie – Michał na znak sprzeciwu zamachał rękami, niemal rozlewając nasze kawy. – Ja! To opowiem! Bo wy – tu wskazał na kolegów – będziecie kręcić, tak, żeby wyszło, że jesteście niewinni. – To było tak. Igła ubłagał Iwonę, żeby dała mu samochód. Pojechał po mnie i Marcina, potem do Łodzi, żeby zabrać Kurasia oraz Jarskiego – upił spory łyk kawy – Wszystko było dobrze do momentu, kiedy Krzysiek zobaczył coś – przewrócił oczami – co musi – podkreślił dobitnie – sfotografować, a Jarski musiał do toalety, więc się zatrzymaliśmy. Niepostrzeżenie Siurak – posłał mordercze spojrzenie w stronę Bartka – dobrał się do kierownicy i cholera nie chciała puścić. W tej całej jego dzikiej euforii pojechał w przeciwnym kierunku. GPS nam się popsuł, a Igła nie miał żadnej mapy. Chciałem zapytać o drogę, ale po co? – zapytał z wyrzutem -  Następną godzinę… powtórzę godzinę błąkaliśmy się po lasach, aż w końcu dobrnęliśmy do Spały -  powiedział Michał, nie ukrywając  złości na chłopców i ich zachcianki.
- Nie moja wiana. Dobrze wiesz, że Dominika nie dałaby mi żyć, gdyby dowiedziała się, że czegoś nie uwieczniłem – dodał na swoją obronę Krzysztof. – Jakby ten tu – pokazał palcem na Bartka – nie dorwałby się do steru, to wszystko byłoby dobrze – Krzysiek dąsał się jak małe dziecko. Spojrzałam na Andrea i oboje się zaśmialiśmy.
- To ile kilometrów zrobiliście? – dopytywał Włoch.
- Około pięciuset – wymamrotał przez zaciśnięte zęby Marcin – A oni – pokazał na kolegów – nie dali mi się załatwić. Mówili, że numer dwa to zdecydowanie za ciężka artyleria, dlatego już nie mogłem wytrzymać – marudził wielkolud.
Reszta przedpołudnia minęła mi na wysłuchiwaniu coraz to nowszych wymówek siatkarzy, ale nie zwracałam na nich uwagi, ponieważ moje myśli zajmowało co innego. A mianowicie, wcześniejsze słowa trenera. Kiedy tu przyjechałam byłam święcie przekonana, że moim zadaniem jest przeprowadzanie wywiadów i jak to ujął Damian… ach tak: „Odwiedzać w kosmos wyjebane miejsca.”
Zrzucono na mnie jednak bombę największego kalibru.
Jakim cudem mam zapanować nad tym motłochem i ich zachciankami. Do tego, nie przypominałam sobie, żeby Artur mi o tym wspominał. No nic, najwyżej do niego zadzwonię.
- Przepraszam was na chwilkę – powiedziałam i udałam się na zewnątrz. Po pięciu długich sygnałach usłyszałam głos Artura.
- Co tam?
- Czemu  mi nie powiedziałeś, że mam zajmować się siatkarzami? – wypaliłam, nie kryjąc  złości w moim głosie.
- Tylko tak, ten ich trener zgodził się płacić za to wszystko. Wiesz mamy kryzys – westchnął. Kłamca, to PZPS wszystko opłaca. Mogłabym przysiąść, że właśnie ogląda swoje paznokcie.
- Przecież nie mam…
- Nie oszukuj mnie, dobrze wiem o twoim letnim kursie z zarządzania – uprzedził mnie. Skurwysyn.
-  Artur nie bądź cham… - poczułam, że muszę zapalić.
- Wiesz zawsze możesz się ugiąć… - specjalnie przeciągał sylaby, tylko po to, żeby mnie zirytować.
- Pieprz się  -warknęłam.
- Może później skarbie – powiedział, po czym usłyszałam dźwięk sygnalizujący skończone połączenie. A to cipa jebana pomyślałam i skierowałam swoje kroki z powrotem do stołówki.

~~
Kolejna notka :P. Mam nadzieję, iż da się czytać moje wypociny  :). Byłabym wdzięczna za komentarz, czy coś, żeby wiedzieć, czy wam się podoba, czy nie :). I mam nadzieję, że nie przeszkadza, wam, że Iza troszeczkę klnie :) 
Buźki ;* 

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział IV


- Ale zadupie – powiedziałam, kiedy wjechaliśmy do Spały.
- Może ten ośrodek wygląda lepiej – westchnął Damian i jechał dalej, posiłkując się GPSem.  Jakiś kawałek drogi od Spały znajdował się Centralny Ośrodek Sportu, w skrócie COS. Pomimo moich złych myśli miejsce wyglądało na zadbane i urządzone zgodnie z europejskimi normami.  Zostaliśmy wpuszczeni, a Damian podwiózł mnie pod sam hotel, na którego widok zaparło mi dech w piersiach.
- Ale wielkie – skwitował. – No nieźle, sprawdzałaś to chociaż w Internecie? – zaprzeczyłam – A mogłaś – pokręcił z niedowierzaniem głową. – Ciekawe czy zrobili mu penisa?
- Zboczeniec – zaśmiałam się.
- Twój zboczeniec – wyszedł z mojej hondy i wyjął walizkę z bagażnika. – To nie jest przypadkiem ten trener – wskazał palcem na siwego mężczyznę w reprezentacyjnej koszulce.
- Tak to Andrea Anastasi – powiedziałam, po wyszukaniu jego zdjęcia w papierach. – Hmm… kiedyś trenował reprezentacje Włoch, a potem Hiszpanii – przeczytałam.
- Chodź się przywitać – zaproponował Damian i żwawym krokiem podszedł do mężczyzny.  – Cześć jestem Damian – uścisnęli sobie ręce.
- Czy my się …
- Nie, ale moja przyjaciółka – kiwnął głową w stronę hondy – będzie pisała te całe wywiady i inne bzdety. Iza chodź się przywitasz! – przywołał mnie ręką.  Niechętnie wyszłam z samochodu.
- Dzień dobry – przywitał się Anastasi.
- Witam. Mam na imię Iza Małecka – przedstawiłam się.
-  Andrea Anastasi – odwzajemnił uścisk. – Może przejdźmy na ty, będzie wygodniej – zaproponował, a ja się uśmiechnęłam.
- Chciałabym omówić szczegóły artykułów... – zaczęłam, ale przerwało mi głośne dudnienie basów. Dźwięk wydobywał się  z czerwonego nissana qashqai. 
- O chłopcy przyjechali – uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Chłopcy? – nie byłam w stanie zamaskować strachu w moim głosie. Spojrzałam wymownie na Damiana, ale chłopak wpatrywał się w auto jak w ósmy cud świata. Z samochodu dobiegały odgłosy kłótni. Bardzo głośnej i zciętej.
- Jarosz! Ile razy ci mówiłem, żebyś nie odkręcał nestea w moim samochodzie!
- Iwona cię zabije – ktoś donośnie zarechotał.
- Przecież nie chciałem… kto puścił bąka? – po tych słowach, samochód stanął z piskiem opon, a z środka wyskoczyli siatkarze jakby zobaczyli, że pod siedzeniem ukrywa się trzynastoletnia hotka. 
- Powietrze! – zawołał rudowłosy wielkolud i z łoskotem opadł na ziemię.
- Oj nie przesadzaj Jarski.
- Nie przesadzaj? – zapytał „Jarski” z wyrzutem w głosie – Możdżon, tam to chyba bomba biologiczna wybuchła! – rzeczywiście, pomyślałam, kiedy doszedł do mnie smród.
- To je będę się zbierał – rzucił Damian i odjechał z piskiem opon, jak najdalej od zgrai jaskiniowców.
- Chłopcy – przywołał ich trener. – Przedstawcie się!  - przełknęłam głośno ślinę.
- Zaraz! – zawołał odstające uszy. Chłopak zdejmował bagaże z dachu samochodu. Jednak coś poszło nie tak i bagaże wysypały się na cztery strony świata.
- Moja lustrzanka – zawołał największy z nich, chciał puścić się w pogoń za aparatem, ale potknął się o niezidentyfikowany przedmiot.
- Moja kamera – wydarł się konusik. Okrągłe opakowanie poturlało się pod moje nogi.  Odstające uszy rzucił się na ratunek i wylądował głową pod moją spódnicą. Instynkt warszawianki nakazał mi kopnąć go w tą uśmiechniętą twarz.
- Nie bij – zawołał chłopak i zasłonił twarz w geście obrony. – Proszę… Bartek jestem… Kurek… Siurak…  Kiedyś oglądałem w Oprah Winfrey Show, że jeśli nie chcesz, żeby zamachowiec cię zabił to powinieneś opowiedzieć mu o swoim życiu…  - paplał jak najęty.
- Dobra chłopie przestań się pogrążać – wymamrotał kurdupel, ledwo powstrzymując się od śmiechu – Jestem Krzysztof Ignaczak, dla przyjaciół Igła – podał mi rękę, a ja odwzajemniłam uścisk.
- Marcin Możdżonek – zawołał wielkolud, przyjaźnie machając.
- Kuba Jarosz – uśmiechnął się rudzielec.
- Michał Winiarski – przedstawił się szatyn o nieziemskich oczach w lazurowym odcieniu.
- Iza Małecka – powiedziałam z przyjaznym uśmiechem, ale każdy kto mnie zna wiedziałby, że udaję. Krzysztof pomógł wstać Bartkowi, , porównując ich wzrost, 
wyglądało to całkiem komicznie
- Iza będzie robiła z wami wywiady do gazety oraz dbała o wasz wizerunek – powiedział Andrea. Spojrzał na zegarek po czym dodał – A czemu jesteście tak wcześnie?  - siatkarze spojrzeli po sobie wymownie i  jednocześnie gromko się zaśmiali.

~~
Mamy kolejny rozdział :) mam nadzieję, że się podoba :D Notka byłaby wcześniej, ale miałam wizytę u ortodonty :/ no ale nic na to nie poradzę. 
Buźki ;* 


piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział III

- Kochanie wróciłem! -  zawołał Damian, mój najlepszy przyjaciel miał dorobiony klucz, tak na wszelki wypadek. Było wpół do pierwszej nocy, a ja nawet nie zaczęłam się pakować. Szatyn postawił pudełko z pizzą na szklanym stoliku i wręczył mi moje ulubione piwo. – Mam też pączki – zamachał białą torebką.
- To dobrze. Z czym?
- Pączki z marmoladą lub czekoladą…
- A toffi? – zapytałam.
- Jest – posłał mi olśniewający uśmiech. – Pizza Hawajska – opadł na kanapę i zaczął sączyć cytrynowego Lecha. – Spakowana?
- Nie…
- Hej, spójrz na mnie – odstawił piwo i spojrzał na mnie, tymi swoimi pięknymi piwnymi oczami. – Ten wyjazd to twoja życiowa szansa. Teraz każdy chce o nich czytać. Uwierz mi za rok powiesz hasta la vista „Chwila dla Ciebie” a  buenos días „Rzeczpospolita”.
- Chciałabym – westchnęłam.
- To dobrze – uśmiechnął się i zaklaskał w dłonie – czas na pakowanie. 

W przeciągu półgodziny z pomocą Damiana byłam spakowana. Mój przyjaciel nie tylko zapanował nad bałaganem w mojej walizce, ale i w mojej głowie. Doszliśmy do wniosku, że jakby nie patrzeć, poobserwuję sobie jednych z najprzystojniejszych mężczyzn w Polsce. Moim zdaniem to był jedyny plus. 

- Nie zapominaj, że odwiedzisz w kosmos wyjebane miejsca – skwitował i pochłonął ostatni kawałek pizzy. Ja w odróżnieniu od niego nie byłam szczęśliwą posiadaczką trzech żołądków, więc skapitulowałam po dwóch i pół kawałka pizzy oraz trzech pączkach.

- Ja muszę lecieć.
- Nie, zostań – pociągnęłam go za rękaw. – Proszę.
- Niech Ci będzie – wziął moje nogi i położył na swoich kolanach. 

Damian to jedyny mężczyzna jakiego potrzebuję. Jest inteligentny, zabawny i zawsze znajdzie pozytyw w nawet najbardziej dołującej sytuacji. Kiedyś pod wpływem tequili przespaliśmy się ze sobą. Dzień po stwierdził, że zdecydowanie jest gejem. Nie czułam się obrażona, bo mogłam mu wyznać, że nie potrafił spełnić moich kobiecych potrzeb. Mieliśmy wtedy po szesnaście lat.


Następnego dnia obudziło mnie gwizdanie dobiegające z kuchni. Damian najwidoczniej przeniósł mnie do sypialni, bo obudziłam się w moim wygodnym łóżeczku. Przeciągnęłam się ospale i spojrzałam na budzik. 6:30. Ten to wie kiedy mnie obudzić.

- Hej słoneczko – przywitałam się – Co pichcisz? – zajrzałam mu przez ramię.
- Jajecznicę, bo wiesz, trochę trudno coś wykombinować, kiedy w lodówce masz trzy jajka, dżemy, wędlinę i nadgryziony placek kokosowy – wyżali się.
- Mam jeszcze wódkę, wino, wodę mineralną…
- I piwo.
- Dokładnie – uśmiechnęłam się. Wyjęłam talerze oraz sztućce i postawiłam na bufecie.  Damian nałożył dla każdego trochę jajecznicy i postawił przede mną kubek z czarną niesłodzoną kawą. Tak jak lubię.
- To o której mam cię zawieźć? – zapytał znad jajecznicy.
- Do Spały mam dojechać na dziesiątą – powiedziałam z niesmakiem na samą myśl o tym zadupiu.
- Będzie dobrze – spiorunowałam go moim spojrzeniem. – Eh… idź się umyć a ja pozmywam. A tak w ogóle będziesz jadła to ciasto?
- Weź sobie – powiedziałam i poszłam się wyszykować. Tak jak zawsze mój poranny łazienkowy rytuał polegał na dokładnym wyszorowaniu skóry, umyciu włosów lawendowym szamponem. Makijażu, prostowaniu i układaniu włosów i oczywiście dokładnym umyciu zębów.
- Iza ile można? – usłyszałam puknie Damiana. – Twojemu słoneczku zaraz pęcherz eksploduje!
- Nie naddzieraj się tak – powiedziałam, kiedy wyszłam z łazienki – Cała twoja – mruknęłam, a Damian wskoczył tam jakby od tego zależała randka z Danielem Craigiem.
Do aktówki spakowałam teczkę z informacjami o siatkarzach, telefon, laptop, ładowarki, portfel, dokumenty, paczkę kruchych ciasteczek, wodę mineralną i moje ulubione truskawkowe gumy do żucia.
- Komu w drogę temu czas – powiedział Damian, biorąc moją walizkę. – Będzie dobrze, przecież to nie są jaskiniowcy – uśmiechnął się i wyszliśmy, zamykając wcześniej okna, odłączając urządzenia.
- Ja nie chcę – Damian zaciągnął mnie do samochodu i pojechaliśmy do Spały. 
~~ 
I jest trzeci rozdział :D Mam nadzieję, że się wam spodobało. Będę bardzo szczęśliwa jeśli zostawicie jakiś komentarz :). 
Buźki ;*