Krzysiek podszedł do telewizora i z niecnym uśmieszkiem na twarzy go wyłączył.
- Co to ma być? – warknęłam i zamachałam rękami w geście dziko sprzeciwu. Przez niego nie dowiem się, czy Pan Wielki Penis
alias Szkocka Krata, pobije Dempseya na kwaśne jabłko.
- Gramy w pokera – zaśmiał się libero. Bartek, Kuba, Krzysiu, Zbyszek, Łukasz, Michał
i Marcin usiedli w kółeczku na podłodze. Jakim cudem tego dokonali? Nie mam bladego pojęcia, ale jeśli nie mają super-mocy to pozostaje, że złamali wszystkie prawa nauk ścisłych, których tak bardzo nie lubię.
- Nie macie własnych pokoi? – uniosłam brew w pytającym geście.
- Ty grasz z nami – Zbyszek wymierzył we mnie długim palcem. Chyba w kulki lecą, pomyślałam z niedowierzaniem, który na sto procent wymalowany był na mojej twarzy.
- Nie, wynocha do siebie – powiedziała, kiedy otrząsnęłam się z początkowego szoku. Wygramoliłam się z łóżka, ze złości niemal nie, potykając się o własne nogi. Podeszłam do drzwi, które stały otworem i tylko czekały, aż siatkarze sobie pójdą. Głupie drzwi, głupi ja, pomyślałam, kiedy nic
takiego się nie stało.
Kuba natomiast wysypał na podłogę całą torbę owocowych cukierków.
– Gracie na cuksy? - moje zdziwienie na bank byłoby wyższe niż ten motłoch razem wzięty.
- Mniam – Michał zaklaskał w dłonie, odpowiadając twierdząco przy tym na moje pytanie.
- Zawsze możemy podnieść stawkę – zaproponował Bartman. Chłopcy posłali mu
pytające spojrzenia. Ja też, bo prawdę powiedziawszy portki same mi się ze strachu trzęsły na myśl o podniesieniu stawki.
– Rozbierany poker – Zbyszek uśmiechnął się zawadiacko. Chłopcy wytrzeszczyli się na przyjaciela z niemym pytaniem w oczach, "Czy ja o czymś nie wiem?"
– Ale tylko
jeśli ty też grasz – atakujący wskazał na mnie palcem. Chłopcy odetchnęli z ulgą i teraz to mnie wylądowały ich pytające spojrzenia. Tym razem było im to bardziej w smak.
Ja jednak nie miałam zamiaru się zgadzać.
- Cukierki wam wystarczą – położyłam się na łóżku i pilotem włączyłam telewizor.
A
jednak wybrała Patricka, stwierdziłam zadowolona, kiedy zobaczyłam końcówkę filmu. Siatkarze mruknęli niezadowoleni. Czy trzy czwarte z nich nie ma
partnerek? Dziwne.
Skakałam po kanałach, a chłopcy grali, niewzruszeni moimi
narzekaniami. Miałam nadzieję, że może wrócą do siebie. Głupia i naiwna ja.
Po godzinnym pobycie w pokoju zaczęli się po nim panoszyć jak po swoim. Wchodzili do łazienki, tylko po to, żeby trzasnąć drzwiami z niezadowolenia, po przegranym partii.
Natrętnie pytali o
ręczniki. Chociaż i tak znali już odpowiedź.
Kuba przeglądał moje perfumy, a Bartek bawił się kosmetykami. Ale co
ja biedna zrobię z tymi wielkoludami? Nic. Nie dość, że mają przewagę liczebną,
to jeszcze siłową. O wzrostowej lepiej nie wspominać.
- Dobra zostaw to! – warknęłam na Krzyśka. Debil chciał
przymierzyć moje koturny od Lasockiego, które kupiłam na wyprzedaży. Pamiętam jak siłą wyrwałam go jakiejś babci po pięćdziesiątce i muszę przyznać, że kobita miała parę w tych, mogłoby się wydawać, wątłych łapskach.
- A pograsz z nami? – bawił się zapinką.
- Nie…
- Myślicie, że dałbym w nich – zamachał butami, jak cowboy lassem nad głową i kontynuował – w tą i z powrotem? – zapytał
przyjaciół. Porozumiewawczo kiwnęli głowami, a na ich ustach malowały się perfidne uśmieszki.
- Nawet się nie waż – z głośnym krzykiem rzuciłam się na libero. Tarzaliśmy się po podłodze, niczym rasowi zapaśnicy. Problem polegał na tym, że to Krzysiek miał o wiele więcej mięśni.
Chłopcy weszli na łóżko. Jakim cudem? Lepiej nie wiedzieć. Schylali się, żeby nie dotknąć sufitu.
– Oddawaj te
buty! – złapałam go za koszulkę. Trochę
się popruła, ale zdążył mi się wyrwać zanim szwy puściły na dobre. Skubany.
- Chcesz grać nieczysto? – wczołgał się pod stolik do kawy, a buty schował za
plecami. Jak to zrobił? Nie mam pojęcia. Ale długo tam nie posiedzi, pomyślałam i pociągnęłam go za rombek spodni od dresu. Efekt był inny, niż się spodziewałam.
- Najpierw może jakaś randka, a do tego mam żonę i dzieci – poinformował mnie z
cwanym uśmieszkiem. Pociągnęłam go za
stopę. Kurczowo trzymał się za nogę stolika. Było trochę ciężej. Co ja plotę o wiele ciężej i zamiast
samego libero, za sobą ciągnęłam też stolik. Dałam radę tylko parę centymetrów, ale nie umknęło to uwadze Jarosza, który skomentował mój wyczyn.
- Ma parę kobita – zaśmiał się Kuba, a siatkarze mu zawtórowali. – Podaj! – zawołał rudzielec, kiedy zauważył, że prawie sięgnęłam po buty.
I takim o to sposobem, teraz to on
dzierżył moje śliczne buciki.
Rzuciłam się niego, a co za tym idzie i na łóżko. Z głuchym bęcnięciem wylądował na pościeli, a ja na nim okrakiem. Spojrzeniem szaleńca szukałam butów. Nie ma! Kurwa! Rozejrzałam się dookoła.
- Michał – szybko zeszłam z łóżka i podeszłam do przyjmującego.Wyciągnęłam ręce. – Oddaj
buty – uśmiechnęłam się i zatrzepotałam rzęsami.
- A co z Nutellą? - zapytał, a w dużych rękach niby od niechcenia ważył jeden i drugi but.
- Nie mogę pozwolić, żebyście się roztyli.
- W takim razie, ja nie mogę pozwolić, żebyś je dostała – rzucił butami jak
piłką, od rugby.
Obejrzałam się za siebie. Bartek. Marcin. Michał. Marcin. Bartek. Łukasz.
Krzysiek. Łukasz. Marcin. Michał. Bartek. Chłopcy bawili się ze mną w cholernego głupiego jasia. Pamiętam, że w dzieciństwie nigdy nie lubiłam tej badziewnej gry.
- Podajcie mi moje ślicznotki – warknęłam.
- Może tak milej? – Kurek pokazał mi język.
- O matko! Andrea! – wydarłam się. Chłopcy przerażeni spojrzeli w kierunku drzwi. Skorzystałam z ich chwilowego rozkojarzenia i niczym lwica, walczące o swoje małe złapałam za buty i wyrwałam je z rąk siatkarza.
- Ej! – obruszył się Bartek. Biedaczek. W biegu udało mi się chwyć za torebkę z cukierkami, a przynajmniej z tym co z nich zostało, i
wpadłam do łazienki.
- A teraz grzecznie wyjdziecie, albo cuksy – zamachałam plastikową torebką, a
cukierki zaczęły się od siebie odbijać, tworząc przy tym całkiem chwytliwą melodyjkę. – trafią do kibelka. – Siatkarze jak jeden mąż rzucili się na
kolana. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mam na nich haka, zanotowałam w pamięci.
- Tylko nic im nie rób – zawył żałośnie Kuba, a dłonie złożył w błagalnym geście.
Po pół godzinnych transakcjach, siatkarze opuścili mój pokój,
wesoło pochrapując cukierki. Spojrzałam na budzik. 1:15. A co mi tam. Po tak ciężkiej przeprawie z tym motłochem coś od życia mi się należy, pomyślałam i wyjęłam butelkę wódki.
Zrobiłam
sporego łyka przezroczystego płynu i westchnęłam, ciesząc się smakiem alkoholu. Schowałam naczynie i z jakby w błogostanie rzuciłam się na łóżko i zagrzebałam w białej pościeli, całkowicie oddając się w przyjemne objęcia Morfeusza.
~~
Elo, elo, trzy dwa zero :D Co tam moje robaczki? Hmmm... to brzmi dziwnie. Cofnijmy to. Co tam u ciebie mój drogi czytelniku? To chyba za bardzo górnolotnie. No to jak nic nie wychodzi, zwyczajnie wrócimy do starego modelu (każdy wie, że Nokie są niezniszczalne xD)
I jak się podobało?
A i co do rozdziału, a raczej zachowania siatkarzy. Mówiłam, że ich szatan opęta xD
Ach nie ma jak to rutynowe pytanko :D. Od razu tak lżej na sercu jak jest już zadane ;). Wy też tak macie, czy tylko ja? :D Jak widać jestem w świetnym humorze, bo piąteczek ^^
I wolne, aż chce się żyć :D
Jakie wrażenia po tygodniu, bo mój był od zajebania ciężki :/
Ale wracając, do tych miłych spraw.
Piąteczek ;)
Buźki ;*
Rozdział zarąbisty xD
OdpowiedzUsuńKrzysiu napastowany , Kuba też xD haha sie bestia nakręciła. A buciki całe wyszły z tej bitwy? Bo mi się wydaje że nie. ;P
Nie ma to jak grać na cukierki ;)
"Napastowany" :D Jak to pisałam to o tym nie myślałam szczerze mówią, ale jak tak to przedstawiłaś xD
OdpowiedzUsuńBestia... jaka znowu bestia? O buty się bała :D
I w sumie się nie zastanawiałam nad życiem bucików, ale chyba przeżyły, bo gdyby nie to cukierków chłopcy musieli by po ściekach szukać ;)
Na coś musieli grać, a Iza się zgodzić nie chciała na inną wersję gry ;P