Maszerując w poszukiwaniach pokoju chłopaków, zdałam sobie sprawę, że nigdy tam nie byłam. Do tego Bartek wodził za mną wzrokiem, jak skarcony szczeniaczek, co wcale, a wcale nie pomagało w zapomnieniu o tym co się wydarzyło. Poprawka. Co się, prawie wydarzyło, a każdy wie, nawet paroletnie dziecko zdaje sobie sprawę z tego, że owe prawie, robi wielką różnicę.
Również doszłam do wniosku, że brak mojej osoby w pokoju libero i rozgrywającego jest bardzo dziwny bo przecież oni cały czas wchodzą do mnie. Szczególnie
Krzysztof. Jest strasznie nachalny, a zwłaszcza jeśli chodzi o książkę, ale to i tak lepiej niż Bartek. Ugh... Muszę przestać zawracać sobie nim głowę, pomyślałam, kiedy z impetem wparowałam do pokoju Ignaczaka i Żygadło, a Kurek wpadł na mnie z głuchym trzaskiem, co wcale nie pozwalało mi o nim zapomnieć.
- Ale wy tu macie burdel –
zaśmiałam się i zlustrowałam pokój chłopaków. I żeby opisać stan w jakim znajdowało się pomieszczenie wystarczyły dwa słowa. A mianowicie: Sodoma i Gomora.
W odróżnieniu do chłopców, ja miałam pewne obawy przed siadaniem na podłodze. Zrzuciłam, więc brudne rzeczy z jednego z łóżek i usiadłam na nim z przerażeniem wymalowanym na twarzy i jego przyczyną wcale nie była burza i zdecydowanie za duża bliskość Bartkowego ciała. W ogóle.
- Ale i tak nas kochasz – Krzysiek dosiadł się do mnie i objął mnie ramieniem, a ja nie miałam nawet siły, żeby ową kończynę libero strącić. I tak, było to spowodowane piorunami, trzaskającymi sobie za oknem.
- Wmawiajcie sobie – z kłębka zwiniętej pościeli wyłowiłam poduszkę i walnęłam go w twarz. Tą poduszką, rzecz jasna. I był to bardzo duży błąd. Taki z wielkich liter z pogrubioną czcionką. Bo libero oddał mi ze
zdwojoną siłą i w dużej mierze przyczynił się do popsucia mojej kiteczki. A pomogli mu w tym Kurek, Winiarski, Żygadło, Kuba,
Zbyszek, Marcin i Kubiak. I jak ja mam wygrać? Ja się pytam i odpowiedzi szukam.
- Poddajesz się? – Bartek zaśmiał się wprost do mojego ucha, a jego ciepły oddech przyjemnie drażnił moją skórę. I nie jestem pewna, czy pytał o sytuację zaistniałą w moim pokoju, czy może tą teraźniejszą. Chociaż ta obecna, bardziej była mu w smak, bo to on przygniatał mnie swoim siatkarskim cielskiem.
- A w życiu – zawołałam, bo przecież to nie leży w mojej naturze, żeby biegać z białą flagą, i uderzyłam go poduszką w tę jego wielką głowę. Tak oto, z niezręcznej sytuacji i Kurkiem w roli głównej znalazłam się w środku zażartej bitwy na poduszki i wszystko, to co znajduje się w zasięgu naszych rąk. I według mnie, było to całkowicie nie fair, bazując na tym, że ręce chłopaków są o wiele, ale to wiele za duże.
Bitwa pewnie, trwałaby w najlepsze, ale
ku mojej wielkiej radości, zaraz miało być śniadanie. Cieszyłam się z dwu bardzo znacznych powodów. Po pierwsze, w moim brzuchu porządnie burczało. A powodem drugim było to, że przegrywałam z kretesem.
Jednak to, co liczyło się naprawdę, to fakt, że chłopakom udało się
odgonić moje myśli od burzy, która szalała za oknami i o tym czymś z Bartkiem, bo nie mam pojęcia co to było. I o zgrozo! Chyba pierwszy raz byłam im za
coś wdzięczna.
- Dobra tylko powoli… - co chwila przypominałam chłopakom i kurczowo
trzymałam się ściany oraz ramienia Krzyśka. Jak już wspomniałam wcześniej, albo domyśleliście się sami, z powodu burzy zgasły światła. Byliśmy
zdani jedynie na nasze komórki, a schody jak na złość nie chciały się skończyć.
- Jeśli będziemy szli wolniej to się zatrzymamy – gdzieś u góry schodów zazgrzytał zębami,
poirytowany Zbyszek. To on zamykał naszą wycieczkę i nadal się dąsał, za te bokserki.
- Daj mi spokój. To nie ty masz na sobie dziesięciocentymetrowe szpilki –
warknęłam w odpowiedzi. Omal nie spadłam, ale Bartek złapał mnie za łokieć i zmuszona byłam skorzystać z jego asysty.
Wspólnymi siłami siatkarze
zaprowadzili mnie na stołówkę. Był to długotrwały i mozolny proces, bo na każdym stopniu, nalegałam na postój. Godzili
się na to, myśląc, że dostaną ode mnie Nutellę na śniadanie. Naiwni.
- To co mamy na śniadanko? – Kurek zacierał ręce i co chwila oblizywał wargi.
- Ja się chyba zdecyduję...
- Na Nutellę? – zapytał z nadzieją w głosie Bartek, przerywając mi tym samym, moje dumania.
- Nie – prychnęłam na bruneta. – Chyba na Musli z jogurtem naturalnym… - powiedziałam w końcu po długim namyśle.
- A może rogalik z dżemem, Nutellą, masłem orzechowym – wyliczał na palcach
rozmarzony Bartek. Zaśmiałam się tylko i
pokręciłam głową. – Ej… no proszę… - posłał mi spojrzenie zbitego psiaka, bardzo podobne do tego, co po naszym incydencie. Nie. Prawie incydencie.
- Nie… przecież musicie dbać o linię – dźgnęłam go w brzuch i trzeba przyznać, że to całkiem, całkiem umięśniony brzuch.
- Chyba sama wrócisz do pokoju – założył ręce na piersi.
- No dobra… - powiedziałam, a uradowany Bartek zaklaskał w duże dłonie i zawiadomił o mojej kapitulacji kolegów z drużyny .
Oczywiście tak, żeby Andrea ich nie usłyszał.
- Ale miałaś się podzielić –
zaczął narzekać Krzysiek, kiedy zdał sobie sprawę, że w moim planie, było pożreć zwartość mojego talerza, a ich zostawić ze zdrową żywnością.
- Tego nie powiedziałam – wgryzłam się w rogala z dżemem morelowym.
- Ja się tak nie bawię – zawył Michał Winiarki.
- No właśnie – przytaknął Marcin, a Kuba, Bartek i Łukasz potwierdzili
skinieniami głowy.
- Dajcie spokój – napiłam się kawy. Chłopcy jeszcze trochę marudzili, ale kiedy brzuchy siatkarzy zgodnie domagały się pożywienie, zaczęli jeść siadanie, oczywiście co rusz posyłając mi wymowne spojrzenie.
- Uwaga! – krzyknął Andrea, a
wszystkie głowy odwróciły się w stronę Anastasiego. – Z powodu burzy i
wiadomego braku prądu trening został odwołany – dało się słyszeć wesołe okrzyki
sportowców – ale – śmiechy ustąpiły – jeśli prąd zostanie włączony, trening się
odpędzie – siatkarze zaczęli psioczyć pod nosem.Też mi sportowcy, prychnęłam w duchu – A teraz możecie się rozjeść
do swoich pokoi – na tym skończyło się przemówienie, a trener wrócił do
pałaszowania kanek z Nutellą. Widać, że nie daję dobrego przykładu swoim
podopiecznym.
~~
Hejooooooooo! Jak tam rozdział? I jak tam życie mija. Bo ja np. tęsknie za weekendem :c
A wy?
Odpowiedzi w komentarzach ;)
Buźki ;*
Fantastyczny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :D
Pozdrawiam,
MalinowaSłodycz :*
Serdecznie zapraszam na kolejny http://volleyball-is-my-word.blogspot.com/ :)
UsuńPozdrawiam,
MalinowaSłodycz :*