piątek, 13 września 2013

Rozdział XV


Tak, życie jest piękne, szczególnie, kiedy Bartek Kurek dostaje burę, od trenerów i sztabu medycznego, za świerszczyk przyklejony na ścianie. Wspomniałam, że naprzeciwko tej nieszczęsnej ściany znajduję, się duże okno, które wychodzi na bieżnie. Jak nie, to teraz mówię. Na moje szczęście, kiedy wychodziłam zasłony były zaciągnięte, a to Bartek był pierwszy w pokoju. Chłopaczek ma pecha. 

Cały dzień dosłownie każdy łypał na niego złowieszczo i kręcił głową z niedowierzaniem. Pewnie myśleli sobie: Czemu taki miły chłopak, zrobiłby coś tak niewyobrażanie głupiego? Cóż może i nie zrobił. Należało się mu. Przynajmniej ja tak uważałam. 

Trening też nie należał do najlżejszych. Szczególnie dla Kurka. Widząc w jakim humorze jest Andrea i reszta dałam spokój z wywiadami i tylko się przyglądałam. Włoch wyciskał z Bartka siódme, a może i nawet ósme poty. Biedak zipał i stękał, ale nie odezwał się nawet słówkiem. Może było wręcz rzec, że zachowywał się jak potulny baranek. 

Na dodatek co chwila posyłał w moją stronę jakieś dwuznaczne spojrzenia. Udawałam, że nie mam pojęcia co Bartek wyprawia i nos trzymałam w notatkach. Nie wiem, czego ode mnie oczekiwał. Może miał nadzieje na moje wstawiennictwo. Ale co ja miałam zrobić? Zatrzepotać rzęsami i ubłagać Andrea. Nie miałam na to ochoty. Do tego zmęczony Bartek, to spokojny, Bartek. 

A na bank bym się nie przyznała. Jedynymi osobami, które mogłyby potwierdzić jego niewinność, są sprzątaczki. Jednak te panie są ze mną w zmowie. Darmowa wódka i możliwość wkopania chłopaka, który bez przerwy brudzi podłogę bitą śmietaną i ogólnie do szewskiej pasji wprowadza tylko w swoją obecność i to w parę sekund. robi swoje.


- Jak mogłeś być taki głupi? – dopytywał się Krzysiek. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jedliśmy właśnie kolacje. Jak zwykle do mojego stolika dosiadł się Krzysiek, Łukasz, Marcin, Kuba (który był wyjątkowo smutny, czyżby coś mu zginęło?) i Bartek (też nie tryskał radością).
- Ja tego nie zrobiłem – tłumaczył się przyjmujący. Schował twarz w dużych dłoniach i co jakiś czas, nędznie pociągał nosem.
- Ktoś musiał – powiedziałam, znad kubka z parującą herbatą. Bartek posłał mi mordercze spojrzenie.
- Wiem, że za mną nie przepadasz, ale… - chyba się załamał. O i znowu. Chyba się rozpłacze, pomyślałam. I dostałam dziwnej ochoty żeby pocieszyć wielkoluda. Szybką ją w sobie zdusiłam
- Nie przesadzaj, trochę Cię pomęczą i dadzą spokój – westchnęłam.
- A skąd to możesz wiedzieć?
- Cóż lubią Cię.Wystarczy, że pokażesz jak potulny możesz być. Tydzień góra są twoi – uśmiechnęłam się do Bartka. Muszę utrzymywać pozory. Prawda?
- Może masz rację - rozweseli się i ugryzł soją olbrzymią kanapkę z szynką i pomidorami.
- Zawsze mam – powiedziałam. 

Do końca posiłku chłopcy próbowali pocieszyć siatkarza na róże przedziwne sposoby. Krzysiek wpadł nawet na pomysł, żeby zobrazować mu historię chlebka Zbyszka i pomidora Michasia. Na prawdę nie mam pojęcia skąd ten człowiek bierze te pomysły, ale nawet ja wtórowałam chłopakom w ich salwach głośnego śmiechu. 

Kiedy zjadłam kolację, posłałam pokrzepiający uśmiech do Bartka z gracją wstałam od stołu i poszłam do siebie. W połowie drogi po schodach dogonił mnie Krzysiek. Złapał mnie za rękę i odwrócił mnie twarzą do siebie.
- Na pewno nie wiesz? – Czy ten Krzysiu zawsze musi być taki dociekliwy, pomyślałam z przekąsem, mając nadzieję, że tego nie zobaczy.
- Skąd mam wiedzieć?
- No nie było Ciebie na treningu – zasugerował.
- Pracowałam. Szef przysłał mi materiały na trzy artykułu. Termin mam na dzisiaj wieczór – wyjaśniłam i wcale nie kłamałam. Jakoś trzeba zarabiać, a przecież nie musi wiedzieć, że napisałam je wczoraj, pomiędzy czytaniem pamiętnika Kuby, a piciem piwa i obżeraniem się krakersami.
- Więc ile zdążyłaś napisać, przez czterdzieści pięć minut? – Krzysiu zaczynasz mnie poważnie denerwować, westchnęłam w myślach.
- Trzy artykuły – wzruszyłam ramionami. Posłał mi pytające spojrzenie. – Szybko piszę, a poza tym ile można pisać na temat: liposukcji, operacji nosa i nowej linii kosmetyków? – wyliczyłam na palcach.
- No dobra. A jak tam książka? – szepnął.
- Jak będzie, to będzie – odpowiedziałam. Odprowadził mnie pod drzwi do mojego pokoju. Chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknęłam mu drzwi przed nosem.  Zaczął się dobijać do drzwi.
- Daj poczytać! – kurwa nienawidzę Cię, pomyślałam.
- Tylko się nie drzyj – wpuściłam go. Bezczelnie położył się na łóżku i zaczął czytać. Ja w między czasie pracowałam nad artykułem. Jak co napisać? Z kim zrobić wywiad? Jak go umieścić? Zredagować? Kto pierwszy, co ważniejsze? I w ogóle nie mogłam niczego wymyślić. Stukałam jedynie długopisem o blat stolika na kawę i lekko przygryzając końcówkę niebieskiego pisaka. Miałam już wszystko rzucić w pierony i zakląć sobie na czym to  świat stoi, kiedy Krzysiek westchnął przeciągle i nędznie pociągnął nosem.
- Co ty płaczesz? – czasami mnie zaskakuje. Bo kto by pomyślał, że taki chłop ryczy jak mała dziewczynka? Ja na pewno nie.
- To jest piękne – zamrugał żałośnie.
- Chusteczkę? – rzuciłam mu opakowanie. Otarł łzy, a potem głośno się wysmarkał. FUJ.
- Dziękuję – pochlipywał – A gdzie dalej?
- Nie mam jeszcze – wzruszyłam ramionami. 
- Jak to? Ja chcę wiedzieć co będzie dalej z dzieckiem Moniki – zażądał.
- Pewnie zginie.
- Co? Daniel to moja ulubiona postać! – krzyknął poruszony.
- Też go lubię. Dlatego go zabiję – zamrugał zdziwiony.
- Ja się tak nie bawię – pociągnął nosem. – Nie zabijaj go. Co będzie wtedy z Beccą? Są sobie przeznaczeni.
- Zachowujesz się jak trzynastoletnia fanka „Zmierzchu”
- To jest o wiele lepsze, bardziej prawdziwe.
- Skąd wiesz jaki jest „Zmierzch”?
- Mam córkę! – krzyknął i wybiegł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Czy przypadkiem jego córka nie potrafi jeszcze czytać? Na myśl o Krzyśku wybierającym pomiędzy Jacobem, a Edwardem nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam śmiać się tak mocno, że zabolał mnie brzuch. Kto by pomyślał, że Krzysztof Ignaczak, trzydziestoczteroletni libero czyta wypociny Stephanie Mayer? Otarłam łzy, spływające mi po policzku i rzuciłam się na łóżko. Tylko po to, żeby jeszcze bardziej zatracić się w przejmującą moje ciało głupawką.  
~~
I jak? Nie mogłam się powstrzymać i takim o to sposobem Igła czyta "Zmierzch". Zainspirował mnie do tego jeden z chłopaków na koloni. Znaczy się kolonia była dawno, ale teraz mi się przypomniało :D. Tyle ciekawych faktów można się dowiedzieć :D.  Mam nadzieję, że długość notki jest nawet, nawet. Naprawdę się staram, ale cóż... wybaczcie :) Będą dłuższe (kiedyś na pewno)  :P Jak tam w szkole? Bo mi się plan zmienił i nie mam już 8 godzin dwa dni pod rząd :D. Czyli nie narzekam :p. A jak tam u was? 
Buźki ;*

1 komentarz:

  1. Masz rację... Teraz masz 8 godzin trzy dni pod rząd! nasz wspaniały plan lekcji zaskakuje mnie coraz bardziej...
    Btw. Uwielbiam ten rozdział! Płaczący Krzyś <34354654

    OdpowiedzUsuń