wtorek, 3 września 2013

Rozdział XII


Jak się później okazało mój plan, w sumie to mój i Damiana, miał jedną poważną wadę. Nie miałam zielonego pojęcia jak mam się dostać do ich pokoi. Jednak rozwiązanie problemu przyszło bardzo szybko.

O szóstej rano, wszyscy siatkarze (oprócz Bartka, rzecz jasna), ja, a co najdziwniejsze trenerzy i sztab medyczny staliśmy przed wejściem do ośrodka.
- Dobra, nie będziemy się przemęczać – mówił Andrea – Iza biegniesz na początku. Będziesz narzucała tępo – uśmiechnął się do mnie –Wszyscy gotowi? – siatkarze zaczęli psioczyć i marudzić. – To świetnie – zaklaskał w dłonie, jakby w ogóle nie przejmował się narzekaniem sportowców. 
Miałam zacząć bieg, kiedy nagle drzwi otwarły się. Wybiegł z nich Bartek:
- Zaczekajcie na mnie! – krzyknął. – Noga mnie już nie boli – podbiegł do trenera.
- Bartek – zaczął fizjoterapeuta.
- No co? Mówiłeś, że już będę mógł – wyżalił się. – Proszę – złożył ręce w błagalnym geście. – Jak mnie zacznie boleć to powiem, słowo harcerza – jakoś nie wierzę, żeby był harcerzem. Andrea najwidoczniej też, ale co miał zrobić z dwumetrowym, upartym jak osioł siatkarzem? Przerzucić go sobie przez ramię i zanieść do pokoju? Coś czuję, że nie dałby rady.
- Dobra, biegniesz z Izą – Bartek niemal skoczył z radości. Nie będzie mu tak wesoło, kiedy z nimi skończę, pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu. – Miej na niego oko – powiedział do mnie Włoch, potwierdziłam skinieniem głowy. Szykuję się niesamowity poranek, westchnęłam i obrałam moją ulubioną spalską trasę.

Nawet nie przebiegliśmy połowy drogi kiedy zaczęły się ciągłe narzekania. „ But mi się rozsznurował” „Pić mi się chce” „Muszę do toalety” „Spać!” „Długo jeszcze?” Daleko jeszcze?” . I tak w kółko. Do tego nie pomagała mi ciągła paplanina Bartka.
- Jakie lubisz lody? Bo ja truskawkę i jeszcze kruche ciasteczka, ale to już chyba wiesz. A o co chodzi z tymi ręcznikami? Igła i Ziomek cały czas się nimi zachwycają… Chyba też muszę je wypróbować. W sumie też chciałbym spróbować pomieszać budyń czekoladowy i pomarańczę. Bo Oliwer, syn Winiara, jadł z przyjacielem… A  ty wolisz budyń czekoladowy, czy waniliowy. Ja jakoś nie umiem wybrać, chociaż lubię waniliowy z sokiem malinowym… MNIAM. Mógłbym zjeść maliny… są takie dobre i słodziutkie… Lubisz maliny? Ja bardzo, tak samo jak moja mama, bardzo ją kocham, ogólnie całą rodzinę… - paplał, paplał i paplał. 

Miałam ochotę zatrzymać się i uderzyć go w ten gadatliwy łeb gałęzią. Cholernie dużą gałęzią. Zrezygnowana postanowiłam skrócić swe męczarnie i zawróciłam. Siatkarze jakby odetchnęli z ulgą.

Kiedy znaleźliśmy się już w ośrodku głowa pękała mi od wywodów Bartka i żałowałam, że nie zostawiłam go wczoraj w tym przeklętym lesie.
- O kurde! – zawołał Igła. – Klucz do pokoju zgubiłem! – przerażony złapał się za głowę.
- Co zrobiłeś? – Łukasz jakby poczerwieniał na twarzy. W sumie przybrał kolor dojrzałego pomidora.
- Przecież Ci mówiłem, że gra w kamień papier i nożyce to złe rozwiązanie – tłumaczył się zażenowany libero. 

Kłótnia trwałby o wiele dłużej, gdyby Andrea nie przybył z pomocą. Dał chłopakom zapasowy klucz. PZPS pewnie pokryje koszty, pomyślałam. Stwierdził też, że ja mam teraz trzymać klucze chłopaków, podczas porannego biegania.  Teraz tylko znaleźć sposób jak to wykorzystać w moim chytrym planie.


- Co o tym sądzisz? – z moim problem zwróciłam się do Damiana.
- Hmm… musisz przekonać trenera, że powinnaś trzymać klucze, podczas ich treningu. Bo zgaduję, że nie zarykujesz wtargnięcia do pokoju, kiedy któryś bierze prysznic?
- Nie ma mowy – warknęłam do słuchawki. – A co jeśli mnie nakryje?
- No dobra… to daj mi chwilkę. Muszę pomyśleć
- Oho - zaśmiałam się. Mogłabym przysiąść, że zazgrzytał zębami.

Kiedy Damian zachodził w głowę jak tu uprzykrzyć życie siatkarskiego motłochu, ja opowiadałam mu o porannym bieganiu. Gadaliśmy o pogodzie i spalskim jedzeniu. Bo, co jak, co, ale jedzenie to panie kucharki robią pyszne. Dałabym sobie rękę uciąć, że Magda Gessler posiwiałaby z zazdrości. Później Damian wspomniał, że Dominika chciała go poderwać. Śmiałam się tak bardzo, że rozbolał mnie brzuch. Zapłaciłabym poważne pieniądze, żebym mogła to zobaczyć. Ogólnie niziutką Dominikę z tym jej mysim warkoczykiem. 

- Chyba mnie olśniło - zawołał uradowany Damian. 
- Doszedłeś do wniosku, że orzechowe Hity są lepsze od kokosowych? - zapytałam rozbawiona. 
- Chciałabyś - prychnął. - Nigdy nie przejdę na ciemną stronę mocy - zaśmialiśmy się oboje. 
- To na co wpadłeś ty mój myślicielu? 
- Przekonaj tego całego Anastasiego, że siatkarski motłoch - niemalże, widziałam jak Damian uśmiecha się pod nosem - powinien biegać po bieżni, a nie po lesie. Wiesz ...
- Żeby uniknąć kontuzji – weszłam mu w słowo. Uśmiechnęłam się złowieszczo. Do tego nie będę musiała z nimi biegać, bo już się nie pogubią, pomyślałam i westchnęłam z ulgi.
- Dokładnie - zgodził się ze mną Damian. Miałam wrażenie, że bardziej był dumny z siebie niżeli ze mnie, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. - Iza wychodzisz na ludzi - zaśmialiśmy się oboje. 

Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i mogłabym przysiąść, że Damian uśmiechał się tak samo szyderczo jak ja. 
~~
I jak wam się podoba? Moim zdaniem w końcu coś zaczyna się dziać. Wiecie jakaś akcja ;). Jak mówiłam wcześniej wojna będzie i zasiej żniwo zniszczenia i śmierci ;). Dobra tutaj troszeczkę przesadziłam, ale co mi tam to moje opowiadanie :D. 
Chciałabym też się usprawiedliwić czemu notka jest później niż zazwyczaj, ale we wtorki mam 8 godzin :/ i do tego kończę niemieckim :/. Czy mogło być gorzej? W sumie to nie chcę wiedzieć. 
A jaki jest wasz plan lekcji? Maskara, czy do przeżycia? Mam nadzieję, że to drugie :P
Buźki ;* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz