piątek, 27 września 2013

Rozdział XXIX


Dotychczas nie zamykałam pokoju na noc. Bo po co? Ośrodek ma przecież system alarmowy, a siatkarze są za bardzo zmęczeni, żeby się włamać. Myliłam się. Po siatkarzach można się spodziewać wszystkiego.

Nie było nawet piątej, kiedy poczułam, że coś dużego na mnie runęło. Wystraszona gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, przy okazji chwyciłam za pomarańczową szpilkę.

Oprawca zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać. Cholerni siatkarze! Nie miałam wyboru i zaczęłam się bronić. Niestety siatkarz – w pokoju było ciemno i nie byłam w stanie stwierdzić, któremu z nich tak bardzo się nudzi – nie dawał za wygraną.

Złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Skorzystałam z okazji i biłam go w plecy. A niech ma siniaki. Proszę, żeby je miał!

Mój oprawca zaniósł mnie pod prysznic i odkręcił zimną wodę. Wiedziałam, że strumień, będzie chciał skierować w moją stronę. Uderzyłam go w krocze kolanem. A ten siarczyście zaklął. Po głosie poznałam, że to Kurek.

Chwyciłam baterię od prysznica, a zimny strumień wody poleciał w stronę skulonego Bartka.

-Teraz rolę się odwróciły! -  uśmiechnęłam się pod nosem.

- Litości! – wydarł się i zasłonił twarz. Wodę odkręciłam na całego i lałam nią w Bartka jak opętana. A dobrze Ci tak, pomyślałam. – Iza! Będę grzeczny – wył – Proszę!

- Co tu się dzieje? – do łazienki wpadł Michał Winiarski. Był zaspany i zdenerwowany. Czyżby przez Kurka nie był w stanie zażyć odpowiedniej dawki snu?

- Misiek ratunku! – zawył żałośnie przyjmujący.

- Kto zaczął? – podrapał się po głowię i ziewną przeciągle.

- On! – warknęłam.

- Ach tak – mruknął i chwycił mnie w pasie.

- Dostaniesz Nutellę, tylko mi pomóż – krzyknęłam na „Miśka”. Jak za dotykiem magicznej różdżki, puścił mnie i przystąpił do ataku na przyjaciela.

Skorzystałam z okazji i cichaczem wyszłam z łazienki. Szybko chwyciłam krzesło i zablokowałam drzwi do toalety. Budzik wskazywał 5:12.

Zamknęłam drzwi do pokoju. Założyłam strój do biegania, oczywiście ignorując hałasy z łazienki. Poszłam do pokoju trenera. Otworzył mocno podenerwowany.

- Tak? – powiedziałam mu co się wydarzyło. Wróciłam do pokoju, za obstawę miałam wkurwionego Włocha. Odstawił krzesło, a z łazienki wypadli przemoczeni do suchej nitki chłopcy. – Co to ma znaczyć panowie? – założył ręce na piersi. – Hmm?

- My… - zaczęli jednocześni i spojrzeli na siebie.

- Teraz weźmiecie mopy i  wszystko tu wytrzecie – warknął – A i Bartek zrobisz parę dodatkowych okrążeń – Kurek chyba chciał jęknąć, ale pod karcącym spojrzeń Anastasiego, porzucił swoje plany i grzecznie powędrował po mop.

Jakby nie patrzeć poranek można zaliczyć do udanych. Może trochę mi szkoda Michała, ale każda wojna ma swoje ofiary. Do tego zemściłam się na Kurku i wcale nie musiałam nad tym myśleć. Jak to mawia moja mama „Upiekłam dwie pieczenie, na jednym ogniu”. I muszę stwierdzić, że mam bardzo mądrą mamusię.

Andrea cały dzień trzymał Bartka i Miśka w ryzach. Patrzył na nich z przekorą i nie uśmiechnął się do nich ani razu. Oczywiście szczęśliwe rozmawiał z Krzysiek i resztą, ale do chłopaków odzywał się tylko wtedy, kiedy chciał im wytknąć błędy.


Szczerze mało mnie to obeszło. Muszę przyznać, że nawet uradowało. Dostali to na co zasłużyli. Chociaż może sama nie jestem bez winy, ale na tym polega wojna. Prawda? Żadnych jeńców i tak dalej. Nie wiem. Trudno nie przyjechałam tu, żeby nawiązywać przyjaźnie. 
~~
Hejo :D i jak tam rozdział? Byłby wcześniej, ale musiałam robić prezentację multimedialną :/ Nie fajnie. Wojna... biedni siatkarze, ale sami zaczynali :D A wy co sądzicie o Izie i jej sposobie z brakiem jeńców? Odpowiedzi w komentarzach ;P I jeszcze jedno. Komu będziecie kibicować na ME po naszej przegranie? :'( Ja na przykład Włochom :D A wy? Odpowiedzi w komentarzach ;)
Buźki ;* 

środa, 25 września 2013

Rozdział XVIII



Podczas treningu niczego nieświadomy Krzysiek poszedł po piłkę. Przekopał się prawie przez cały wózek, musiał znaleźć tą jedyną (oczywiście tylko na dzisiaj). Zamiast perfekcyjnej piłki znalazł styraną życiem Arielkę. Złapał ją za tylnią łapkę i podtrzymał w górze.

- Czyje to?! – libero wydarł się na pół hali.
Wszyscy zgromadzeni, przerwali to co robili i spojrzeli na Krzyśka z zaciekawieniem. Ja też, musiałam przecież utrzymywać pozory.

- Arielka! – zawołał Kuba, dopadł do misia i zamknął go w żelaznym uścisku, swoich długich ramion. Na ten widok siatkarze wybuchli gromkim śmiechem. Nawet trenerzy i sztab medyczny uśmiechali się pod nosem. – Tak się za Tobą stęskniłem! O matko co to? – musiał pewnie zobaczyć karteczkę, którą przyczepiłam. – Kto to napisał? – Krzysiek zabrał mu kartkę, odchrząknął i zaczął czytać:

Drogi Kubo!
Przetrzymywałeś mnie w niewoli tak długo, że nie pamiętam już jak jest w morzu. Tęsknie za zimną wodą. Za falami odbijającymi się o mój bursztynowy ogon. Ale przez wzgląd na Ciebie tkwię w ciele tego pluszowego misia. 

Nie pomaga fakt, że nocami prawie mnie dusisz, albo zrzucasz z łóżka. Wstydzisz się mnie… ukrywasz przed kolegami z drużyny, trenerami i sztabem medycznym. 
Tak bardzo chciałabym ich poznać, ale zabierasz mi wolę życia z dnia nadzień. 
To koniec.

Na zawsze Twoja, Arielka

Dla efektu zanurzyłam jej przednią łapkę w czerwonym lakierze do paznokci i zrobiłam odcisk na kartce. Wszyscy omal nie pokładali się ze śmiechu. Andrea musiał wsadzić sobie pięść do ust, żeby powstrzymać się od rechotu.

Bartek nie miał tyle taktu i leżał na podłodze, uderzając pięścią o podłogę. W jego ślady poszła reszta kadrowiczów. Na ten widok po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Dumy i radości, rzecz jasna.
Do końca treningu chłopcy co jakiś czas dokuczali Kubie, który w rewanżu mocna ścinał. Bardzo mocno. Raz Bartek omal nie oberwał w głowę. Po zagrywce Jarosza, Igła zrobił przewrót w tył, a trenerzy cieszyli się tylko, że tak dobrze im idzie. Chłopcy nie byli dłużni, co do siły uderzeń. Tylko biedy Krzysiu nie mógł się popisać, jeśli chodzi odbiór.

Dzisiaj trening był nadzwyczajnie udany… no prawie, ale kogo to obchodzi?

Kuba nie był w nastroju, ale kto się może dziwić. Przecież Arielka o mały włos nie popełniła samobójstwa.

- To jak przedstawisz nam twoją dziewczyną? – zaczepił rudzielca Zbyszek.

- No właśnie, najwyższy czas, żebyś się ustatkował – dodał Łukasz i usiadł koło mnie. Już prawie się przyzwyczaiłam, że siatkarzom nie przeszkadza fakt, iż nie darzę ich dużą sympatią i przysiadają się do mnie podczas każdego posiłku.

- Oj dajcie mu spokój – westchnął  Bartek i wcisnął się pomiędzy mnie, a Łukasza. – Może bał się, że jej nie zaakceptujemy – zaśmiał się pod nosem. A cały stolik mu zawtórował.

- A ty Bartek kiedy przedstawisz nam swoją ukochaną? – napiłam się soku.

- Ja na razie poświęcam całe swoje życie jednej specjalnej Pani.

- Mamusi? – podniosłam brwi w pytającym geście.

- Oj grabisz sobie Izuś – zaśmiał się. Zabrał mi połowę zawartości talerza i wepchnął sobie do ust. 

Byłam tak oniemiała, że nawet nie zareagowałam. Nikt nie mówi do mnie "Izuś". To takie dziecinne, nawet moja rodzona matka się tak do mnie nie zwracała. Nie, raz spróbowała. Nie odzywałam się do niej przez dwa dni. 

Zamrugałam parę razy i zmierzyłam Bartka bezlitosnym spojrzeniem. 

Chyba to wyczuł, bo wielki uśmiech znikł mu z twarzy, a w oczach zatańczyły niespokojne iskierki. 

- Iza? - zapytał, niemal, że bezgłośnie. Posłałam mu uśmiech i wylałam na Bartka zawartość kubka. Nie muszę chyba dodawać, że w środku była jeszcze całkiem ciepła herbatka z miodem. - Za co? - wydukał. 

- Nie mów do mnie "Izuś" - zatrzepotałam rzęsami, a wszyscy zgromadzeni przy stoliku zarechotali tubalnie. 

- No Kuraś teraz przynajmniej jesteś słodki - zaśmiał się Zbyszek. 

- Co ty ja zawsze jestem słodki - Kurek wypiął dumnie pierś, a ja zaśmiałam się na stwierdzenie siatkarza. - No co, a nie jestem? 

- Teraz, a i owszem - do rozmowy włączył się rozbawiony Krzysiek i wszyscy się zaśmialiśmy. Bartek też. 

Resztę posiłku chłopcy dopytywali się o ukochaną Jarosza, albo żartowali sobie z Bartka. Chociaż woleli pastwić się nad Kubą. Może lubią dokuczać rudym? Planowali ich wesele, wieczór kawalerski, ogólnie dokuczali ile wlezie.


Byłam na górnym korytarzu, kiedy poczułam czyjąś zimną dłoń, na moim ramieniu. Odwróciłam głowę. Uff… to tylko Aneta. Chociaż "tylko" to złe określenie. Ta kobieta przyprawia mnie o ciarki na plecach i zbyt wysokie ciśnienie. A to wszystko spowodowane jest tym, że chyba zwyczajnie w świecie się jej boję. 

-  Niezła akcja z tą herbatą – uśmiechnęła się złowrogo.

- Wiem - zaśmiałam się. 

- Należało się im. Szczególnie Kurze z tą herbatą - pochwaliła mnie, a moje ego zamruczało z przyjemności. - Ostatnio jak u nich sprzątałam to znalazłam rozjebany serek danio na kafelkach w łazience - westchnęła przeciągle.

- Jesteś pewna, że to był serek? 

- Tak zawsze to wpierdzielają. Prawie tak często jak mój kuzyn Monte - zaśmiała się i poszła, kręcą biodrami. 

Głośnie przełknęłam ślinę i czym prędzej udałam się do swojego pokoju. 
~~
I jak? Co do rozdziałów zdecydowałyśmy, że odwołamy zakład. Nie chciałam tego kończyć po 35 rozdziałach (zakład polegał na tym, że im dalej nasi zajdą tym więcej rozdziałów będzie). Chyba za bardzo się z tym zżyłam. Nie wiem co mam jeszcze napisać. Jakoś tak... smutno mi, że ME się dla nas skończyło. Chociaż mecz był wow. Tyle emocji nie przeżyłam chyba nigdy. Latałam po całym domu, szczęście, że nie rozwaliłam mebli, albo siebie. Ja jednak wierzę w naszych siatkarzy i w MŚ 2014. A wy? Odpowiedzi w komentarzach ;)
Buźki ;* 

piątek, 20 września 2013

Rozdział XVII


Skąd ten wypierdek wie o misiu Kuby? Nie miała być to jedna wielka tajemnica? I jak go teraz wykorzystam? Muszę jak najszybciej. Kto wie, co mu wpadnie do głowy. Może będzie chciał odzyskać Arielkę dla przyjaciela. Muszę się poradzić Damiana.

- I co mam teraz zrobić? – malowałam duży paznokieć u prawej stopy. Planowałam założyć sandałki od Lasockiego.
- Nie powiesisz misia?
- Słucham? – omal nie przejechałam pędzelkiem po stopie.
- Wiesz z karteczką pożegnalną, albo testamentem – zasugerował.
- Naćpałeś się?
- Nie – usłyszałam, jak śmieje się w głos. – To taka luźna sugestia.
- Oby… wiesz ona jest całkiem urocza.
- Ona? –mogłabym przysiąść, że właśnie wybałuszył oczy.
- Arielka.
- Jak ta syrenka?
- Tak.
- Zawsze kochałem tą bajkę, ale dwójka była paskudna – obruszył się.
- Dobra ja kończę, zaraz będzie śniadanie – rozłączyłam się. Dokończyłam malować paznokcie i poczekałam, aż wyschnął. Ubrałam się w sandałki na koturnie i zwiewną lnianą sukienkę.

- Słucham? – zapytała Aneta. Moja koleżanka w zbrodni. Była wysoką, szczupłą kobietą o typowej słowiańskiej urodzie. Mówiła z wyraźnym czeskim akcentem.
- Kto będzie sprzątał dzisiaj na sali? – rozejrzałam się na boki.
- Ja.
- To dobrze – posłałam jej uśmiech, podałam misia, był w czarnej torebce. – Włóż miśka do wózka z piłkami – odpowiedziała mi złowrogim uśmieszkiem i odeszła pogwizdując wesoło.

Mogłabym przysiąść, że byłaby doskonałą kandydatką na żonę dla jakiegoś czeskiego mafiosa. Pewnie by go zabiła i dogadała się z kimś pokroju Vita Corleone.

Na śniadanie zjadłam Musli z jogurtem. Chłopcy, jak zawsze, mieli mi za złe, że nie jem nic słodkiego. Ich zdaniem powinnam żywić się Nutellą, dżemami, albo płatkami czekoladowymi i wszystko im oddawać. Niedoczekanie.

- To jak? – zapytał się Krzysiek. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Kuraś mówił nam o waszej wczorajszej przygodzie – poruszył sugestywnie brwiami.
- Co takiego wam powiedział? – łyżka wylądowała z pluskiem z Musli.
- Że przywitałaś go w samym puchatym ręczniczku – zaśmiał się Zbyszek i zajrzał do mojej miseczki, poczym westchnął i zaczął jeść swoje kanapki z szynką.
- Bardzo kusym – dodał Krzysiek.
- Zabiję go – warknęłam.
- Kogo? – zapytał Bartek. – Wolę Cię w ręczniczku – szepnął mi do ucha. Oberwał w głowę. – Za co? – złapał się za obolałe miejsce.
- Za jajco – fuknęłam i poszłam do siebie.
- Chcesz zobaczyć? – rzucił, kiedy byłam przy drzwiach.

Pożałujesz tego Bartoszu Kurku. Ty przebrzydły wielkoludzie o odstających uszach i dziwnej twarzy! Obiecuję Ci to. Polegniesz na całej linii. Będziesz błagał o moją litość, a ja zaśmieję się w głos i splunę Ci w tę obleśną mordę!

Pierwszą wojnę siatkarską czas zacząć! 
~~
Krótkie, ale nie mogłam nic wymyślić. Ale było to spowodowane meczem ;P Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Wywalczyłam pilota i ta dam :D jupi :D Wygraliśmy :D Drugi set cudo :D Trzeci bywało lepiej, ale nadrobiliśmy czwartym i udało się zgarnąć całą pule punktów :D A wy oglądaliście? Odpowiedzi w komentarzach :P 
Buźki ;* 

wtorek, 17 września 2013

Rozdział XVI


Całą noc zastanawiałam się, jak wykorzystać kartki z pamiętnika Kuby. Zadzwoniłam do Damiana, opowiedziałam mu co wydarzyło się do tej pory. Był ze mnie dumny. Jak to powiedział, cytuję: „W końcu się wyrabiam”. O drugiej w nocy znalazłam odpowiedź.

Wstałam wcześniej niż zazwyczaj. Ubrałam się w strój do biegania. Przecież nie załatwię wszystkich za jednym razem, pomyślałam.

Rozejrzałam się, czy ktoś jest w recepcji. Jak na moje szczęście nie było nikogo. Żadnych kamer. Podeszłam do tablicy ogłoszeń i przypięłam jeden z bardziej smakowitych faktów na temat Kuby. Arielkę zostawię sobie na koniec.  A potem poszłam pobiegać do lasu. Tak jak lubię.

Kiedy wróciłam, chłopcy czekali przed ośrodkiem. Niecodziennie można zobaczyć śmiejących się siatkarzy o tak wczesnej porze. Tak! Mój plan się udał.

- Co tam masz? – zajrzałam Łukaszowi przez ramię, co było nie lada wyzwaniem. Przecież to wielkolud. To samo tyczy się oczywiście resztę motłochu. - Czujesz, że ulubiony film Jarosza to „Mała Syrenka 2: Powrót do morza” – zaśmiał się w głos i pokazał mi kartkę z pamiętnika. 
- Podpisał się? – udałam zaskoczoną. W sumie, to mogłabym być całkiem niezłą aktorką. Zaśmiałam się, a grupa siatkarzy głośno mi zawtórowała.

- Z czego się śmiejecie? – spytał Kuba, biedaczek nie wie, co go zaraz spotka.
- Z Ciebie – powiedział Zbyszek. Kuba wybałuszył oczy. Atakujący zabrał mi kartkę, podtrzymał ją w górze, teatralnie odkrzyknął i zacytował:

-„ Drogi pamiętniczku! Tak bardzo tęsknie za oglądaniem  mojego ulubionego filmu. „Mała Syrenka 2: Powrót do morza” . Mimo faktu, że oglądam go codziennie rano, jedząc moje ulubione płatki, nie znudził mi się. Ale będąc tutaj w COSie reszta chłopaków śmiałaby się z moich gustów filmowych. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę mógł obejrzeć kraba Sebastiana i rybkę Florka w akcji. No cóż… nie można mieć wszystkiego. Twój kochany Kuba Jarosz” – skończył cytować. Pod koniec nikt nie umiał się opanować i siatkarze rżeli. Biedy Kuba poczerwieniał na policzkach i szybko zabrał kartkę od Zbyszka.

- To nie jest śmieszne! – krzyknął – pamiętasz, jak po pijaku mówiłeś mi, że w gimnazjum bałeś się, że Boogeyman wyjdzie z szafy i Cie zaatakuje! – to się robi coraz lepsze, pomyślałam i zaśmiałam się w duchu.
- Serio? – zdziwił się Krzysztof.
- Powiedział facet, który przeczytał całą Sagę: Zmierzch! A potem bał się, że Volturi go zabije! – tego nie wiedziałam (chodzi mi o tą drugą część, o pierwszej uświadomił mnie sam). Chłopcy wyglądali jakby chcieli się pozabijać.

- Dobra przestańcie! – to się musi skończyć, a poza tym nie zostawią mi nic fajnego do roboty jeśli sami się pogrążą. A najważniejsze, że nie będą w stanie zaufać sobie na boisku. – Kto nie bał się po horrorze? Albo nie lubi starych dobrych filmów, albo bajek na poziomie? Przecież każdy ma wzloty i upadki, jeśli  chodzi o gusta filmowe – skierowałam swoje słowa do chłopaków. Niechętnie, ale mi przytaknęli. – To teraz podajcie sobie ręce na zgodę – albo płetwy, pomyślałam, ale tą uwagę zatrzymałam dla siebie.

- Wszystko w porządku? – zapytał Andrea.
- Tak, jest OK – powiedział Kuba, zgniótł kartkę i schował do kieszeni spodni.
- Dobrze – Włoch zaklaskał w dłonie – Czas na bieganie – zawołał, jak zwykle odpowiedziały mu narzekania siatkarzy. – Biegasz? – zapytał się mnie.
- Już biegałam – powiedziałam i poszłam pod prysznic.

Całą poranną toaletę zastanawiałam  się czy nie byłam zbyt ostra. Może sam chciał wojny, ale czy z takim rozmachem? Westchnęłam i wyjęłam Arielkę. Styrana, no i co z tego? Była ślicznym misiem. Miała beżowe milutkie futerko, odstające uszy, a na głowie niebieską kokardę. Całkiem urocza, no może porysowane oko, brak połowy nosa (Czy to nie czyni z niej Voldemorta?), sprana kokardka i podniszczone łapki nie były zbyt zachęcające, ale ogólnie rzecz biorąc wyglądała całkiem ładnie. Usłyszałam czyjeś kroki i szybko wrzuciłam pluszaka do walizki pod łóżko. Ledwie schowałam Arielkę, kiedy w drzwiach stanęła postać, która była o wiele straszniejsza od Boogeymana…


Przy moim metr osiemdziesiąt wzrostu, dwumetrowy facet nie wydaje się wcale straszny (plus dziesięciocentymetrowe szpilki), ale kiedy wkurwiony Bartek Kurek spojrzy na Ciebie z rządzą mordu w oczach, a ty jesteś tylko w puchatym ręczniku, świat zdecydowanie zmienia swoje wymiary.

- Czemu mu to zrobiłaś? – trzasnął drzwiami. Dobra, nie panikuj, udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
- O co chodzi?
- O tego pluszowego misia – zazgrzytał zębami.
- Jakiego pluszowego misia?
- Nie wydurniaj się – podszedł bliżej. Dłońmi wymacałam białą kołdrę na łóżku i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie mam gdzie się cofnąć. Ups.

- Nie wiem o co Ci chodzi – zrobiłam zdziwioną minę.
- Jarski powiedział mi, że zginął mu jego pluszowy miś – wyjaśnił, zaśmiałam się. Czy przypadkiem nie wyszłam z roli? Chrzanić to, idę na całość.

- Kuba ma pluszowego misia? - zapytałam. Świetnie Iza, udawaj głupa, westchnęłam w duchu.
- Jakbyś nie wiedziała – wybałuszyłam oczy. – Dobrze wiem, że to ty wkopałaś mnie z tym świerszczykiem, ukradłaś dziennik Jarskiego – Dziennik? Zwracał się do niego pamiętniczku. I skąd Bartek o tym wszystkim wie? – a potem zawiesiłaś tą kartkę. Tylko czemu? – rzucił mi spojrzenie zbitego szczeniaczka.

- Co? Czemu? – złapałam za ręcznik. Nie spadnie mi to cholerstwo w takim momencie, o co to, to nie.
- Dlaczego to zrobiłaś? – był tak blisko, że mogłam poczuć zapach jego truskawkowej gumy do żucia.
- Nic nie zrobiłam – zlustrował mnie wzrokiem. Kolejny dupek. Dlatego wole gejów.
- A co masz pod łóżkiem? – Co mam pod łóżkiem? Cholera pewnie walizka musi wystawać.
- Tampony – dobre… Iza dobre…
- Aha – speszył się. Bardzo dobre, uśmiechnęłam się w myślach. – A masz te ciasteczka? – zrobił krok w tył, jak dla mnie za mały, i zaczął drapać się po karku.
- Nie, zjadłeś wszystkie – poinformowałam. Zasmucił się. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wyszedł bez słowa. Zamknęłam za nim drzwi i powoli się po nich osunęłam, bezgłośnie wypuszczając powietrze. Mogło być o wiele gorzej, pomyślałam. 
~~
Oczywiście zacznę od standardowego, dla mnie: I jak ;) ? Dodam jeszcze: Podoba się? Jak tak to komentujcie :D O wiele lepiej się pisze, jeśli jest świadomość, że ktoś to czyta. Do tego powinniście to docenić, bo zamiast uczyć się niemca, to dla Was wstawiam kolejny rozdział :D Czyli widzicie wszystko dla Was. 
Buźki ;* 

piątek, 13 września 2013

Rozdział XV


Tak, życie jest piękne, szczególnie, kiedy Bartek Kurek dostaje burę, od trenerów i sztabu medycznego, za świerszczyk przyklejony na ścianie. Wspomniałam, że naprzeciwko tej nieszczęsnej ściany znajduję, się duże okno, które wychodzi na bieżnie. Jak nie, to teraz mówię. Na moje szczęście, kiedy wychodziłam zasłony były zaciągnięte, a to Bartek był pierwszy w pokoju. Chłopaczek ma pecha. 

Cały dzień dosłownie każdy łypał na niego złowieszczo i kręcił głową z niedowierzaniem. Pewnie myśleli sobie: Czemu taki miły chłopak, zrobiłby coś tak niewyobrażanie głupiego? Cóż może i nie zrobił. Należało się mu. Przynajmniej ja tak uważałam. 

Trening też nie należał do najlżejszych. Szczególnie dla Kurka. Widząc w jakim humorze jest Andrea i reszta dałam spokój z wywiadami i tylko się przyglądałam. Włoch wyciskał z Bartka siódme, a może i nawet ósme poty. Biedak zipał i stękał, ale nie odezwał się nawet słówkiem. Może było wręcz rzec, że zachowywał się jak potulny baranek. 

Na dodatek co chwila posyłał w moją stronę jakieś dwuznaczne spojrzenia. Udawałam, że nie mam pojęcia co Bartek wyprawia i nos trzymałam w notatkach. Nie wiem, czego ode mnie oczekiwał. Może miał nadzieje na moje wstawiennictwo. Ale co ja miałam zrobić? Zatrzepotać rzęsami i ubłagać Andrea. Nie miałam na to ochoty. Do tego zmęczony Bartek, to spokojny, Bartek. 

A na bank bym się nie przyznała. Jedynymi osobami, które mogłyby potwierdzić jego niewinność, są sprzątaczki. Jednak te panie są ze mną w zmowie. Darmowa wódka i możliwość wkopania chłopaka, który bez przerwy brudzi podłogę bitą śmietaną i ogólnie do szewskiej pasji wprowadza tylko w swoją obecność i to w parę sekund. robi swoje.


- Jak mogłeś być taki głupi? – dopytywał się Krzysiek. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jedliśmy właśnie kolacje. Jak zwykle do mojego stolika dosiadł się Krzysiek, Łukasz, Marcin, Kuba (który był wyjątkowo smutny, czyżby coś mu zginęło?) i Bartek (też nie tryskał radością).
- Ja tego nie zrobiłem – tłumaczył się przyjmujący. Schował twarz w dużych dłoniach i co jakiś czas, nędznie pociągał nosem.
- Ktoś musiał – powiedziałam, znad kubka z parującą herbatą. Bartek posłał mi mordercze spojrzenie.
- Wiem, że za mną nie przepadasz, ale… - chyba się załamał. O i znowu. Chyba się rozpłacze, pomyślałam. I dostałam dziwnej ochoty żeby pocieszyć wielkoluda. Szybką ją w sobie zdusiłam
- Nie przesadzaj, trochę Cię pomęczą i dadzą spokój – westchnęłam.
- A skąd to możesz wiedzieć?
- Cóż lubią Cię.Wystarczy, że pokażesz jak potulny możesz być. Tydzień góra są twoi – uśmiechnęłam się do Bartka. Muszę utrzymywać pozory. Prawda?
- Może masz rację - rozweseli się i ugryzł soją olbrzymią kanapkę z szynką i pomidorami.
- Zawsze mam – powiedziałam. 

Do końca posiłku chłopcy próbowali pocieszyć siatkarza na róże przedziwne sposoby. Krzysiek wpadł nawet na pomysł, żeby zobrazować mu historię chlebka Zbyszka i pomidora Michasia. Na prawdę nie mam pojęcia skąd ten człowiek bierze te pomysły, ale nawet ja wtórowałam chłopakom w ich salwach głośnego śmiechu. 

Kiedy zjadłam kolację, posłałam pokrzepiający uśmiech do Bartka z gracją wstałam od stołu i poszłam do siebie. W połowie drogi po schodach dogonił mnie Krzysiek. Złapał mnie za rękę i odwrócił mnie twarzą do siebie.
- Na pewno nie wiesz? – Czy ten Krzysiu zawsze musi być taki dociekliwy, pomyślałam z przekąsem, mając nadzieję, że tego nie zobaczy.
- Skąd mam wiedzieć?
- No nie było Ciebie na treningu – zasugerował.
- Pracowałam. Szef przysłał mi materiały na trzy artykułu. Termin mam na dzisiaj wieczór – wyjaśniłam i wcale nie kłamałam. Jakoś trzeba zarabiać, a przecież nie musi wiedzieć, że napisałam je wczoraj, pomiędzy czytaniem pamiętnika Kuby, a piciem piwa i obżeraniem się krakersami.
- Więc ile zdążyłaś napisać, przez czterdzieści pięć minut? – Krzysiu zaczynasz mnie poważnie denerwować, westchnęłam w myślach.
- Trzy artykuły – wzruszyłam ramionami. Posłał mi pytające spojrzenie. – Szybko piszę, a poza tym ile można pisać na temat: liposukcji, operacji nosa i nowej linii kosmetyków? – wyliczyłam na palcach.
- No dobra. A jak tam książka? – szepnął.
- Jak będzie, to będzie – odpowiedziałam. Odprowadził mnie pod drzwi do mojego pokoju. Chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknęłam mu drzwi przed nosem.  Zaczął się dobijać do drzwi.
- Daj poczytać! – kurwa nienawidzę Cię, pomyślałam.
- Tylko się nie drzyj – wpuściłam go. Bezczelnie położył się na łóżku i zaczął czytać. Ja w między czasie pracowałam nad artykułem. Jak co napisać? Z kim zrobić wywiad? Jak go umieścić? Zredagować? Kto pierwszy, co ważniejsze? I w ogóle nie mogłam niczego wymyślić. Stukałam jedynie długopisem o blat stolika na kawę i lekko przygryzając końcówkę niebieskiego pisaka. Miałam już wszystko rzucić w pierony i zakląć sobie na czym to  świat stoi, kiedy Krzysiek westchnął przeciągle i nędznie pociągnął nosem.
- Co ty płaczesz? – czasami mnie zaskakuje. Bo kto by pomyślał, że taki chłop ryczy jak mała dziewczynka? Ja na pewno nie.
- To jest piękne – zamrugał żałośnie.
- Chusteczkę? – rzuciłam mu opakowanie. Otarł łzy, a potem głośno się wysmarkał. FUJ.
- Dziękuję – pochlipywał – A gdzie dalej?
- Nie mam jeszcze – wzruszyłam ramionami. 
- Jak to? Ja chcę wiedzieć co będzie dalej z dzieckiem Moniki – zażądał.
- Pewnie zginie.
- Co? Daniel to moja ulubiona postać! – krzyknął poruszony.
- Też go lubię. Dlatego go zabiję – zamrugał zdziwiony.
- Ja się tak nie bawię – pociągnął nosem. – Nie zabijaj go. Co będzie wtedy z Beccą? Są sobie przeznaczeni.
- Zachowujesz się jak trzynastoletnia fanka „Zmierzchu”
- To jest o wiele lepsze, bardziej prawdziwe.
- Skąd wiesz jaki jest „Zmierzch”?
- Mam córkę! – krzyknął i wybiegł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Czy przypadkiem jego córka nie potrafi jeszcze czytać? Na myśl o Krzyśku wybierającym pomiędzy Jacobem, a Edwardem nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam śmiać się tak mocno, że zabolał mnie brzuch. Kto by pomyślał, że Krzysztof Ignaczak, trzydziestoczteroletni libero czyta wypociny Stephanie Mayer? Otarłam łzy, spływające mi po policzku i rzuciłam się na łóżko. Tylko po to, żeby jeszcze bardziej zatracić się w przejmującą moje ciało głupawką.  
~~
I jak? Nie mogłam się powstrzymać i takim o to sposobem Igła czyta "Zmierzch". Zainspirował mnie do tego jeden z chłopaków na koloni. Znaczy się kolonia była dawno, ale teraz mi się przypomniało :D. Tyle ciekawych faktów można się dowiedzieć :D.  Mam nadzieję, że długość notki jest nawet, nawet. Naprawdę się staram, ale cóż... wybaczcie :) Będą dłuższe (kiedyś na pewno)  :P Jak tam w szkole? Bo mi się plan zmienił i nie mam już 8 godzin dwa dni pod rząd :D. Czyli nie narzekam :p. A jak tam u was? 
Buźki ;*

wtorek, 10 września 2013

Rozdział XIV


Z pomocą piwa i krakersów, które zwędziłam ze stołówki, udało mi się przebrnąć przez cały pamiętnik Kuby. Byłam pod wrażeniem jego błędów ortograficznych. Naprawdę. Nigdy nie widziałam, czegoś takiego. Moja polonistka z liceum dostałby zawału. Na całe szczęście nie jestem nią.

Pomijając fakt ortografii i nieprzespanej nocy, dowiedziałam się parę naprawdę smakowitych kąsków z życia Jakuby Jarosza.  Na przykład, kto by pomyślała, że do dziewiątego roku życia moczył łóżko. Podkochiwał się w swojej przedszkolance pani Krakowiak. Jak twierdził tylko dla niej chodził do przedszkola i była jedyną osobą, potrafiącą zmusić go do zjedzenia marchewki i brokułów. Wierzy w krasnale, świętego Mikołaja, a jego ulubiony film to „Mała Syrenka 2: Powrót do morza”.

Według mnie nic nie pobije tego, że śpi ze swoim pluszowym misiem. Musi ją ukrywać przed kolegami z drużyny. Twierdzi, że „Arielka ” będzie się ich bała.  Ma ją odkąd pamięta i nie przeszkadza mu fakt cytuję: „że życie źle ją potraktowało”. Cóż teraz muszę znaleźć „Arielkę”. Każdy wie, że wojna zbiera paskudne żniwa. Wybacz misiu, będziesz bohaterem wojennym, westchnęłam i spojrzałam na budzik. 5:30. Idealnie.

Wzięłam prysznic, dopełniłam łazienkowy rytuał i ubrałam się w zwiewną lnianą bluzkę, obcisłą beżową spódniczkę i pasujące pantofle, na niskim obcasie, tak dla utrzymania pozorów, co do mojej kostki.

Dowiedziałam się, że chłopcy mają problem z kreatywnością, chociaż w sumie… może ich małe móżdżki, potrafią tylko wpaść na pomysł kawału z użyciem bitej śmietany. Do tego narobią sobie poważnych wrogów w personelu ośrodka, ale kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie. 

Kiedy siatkarze biegali, mi udało się wymknąć. Tym razem bez żadnych wypadów przy pracy. Tak jak ostatnim razem poszłam do pokoju Kuby i Bartka. Oczywiście, rozglądając się we wszystkie strony po parę razy.

Dzisiaj jednak nie popełniłam błędu i zabrałam, ze sobą jednorazowe rękawiczki. Nie sądzę, że będą ściągać odciski palców, bardziej martwiłam się o moje zdrowie. Nadszedł czas, żeby zajrzeć do toalety.
Szybko zabrałam się za łazienkę. Moim jedynym łupem był świerszczyk. Do tego się kleił. FUJ. Zła decyzja, bardzo zła. Zabrałam gazetę. Trzeba ją gdzieś podłożyć, pomyślałam.

Odłożyłam ją na stolik nocny Bartka i przeszłam do dalszej fazy poszukiwań. Przegrzebałam szafę, szufladę, odważyłam się nawet zajrzeć pod łóżko. I nic nowego nie znalazłam. Co teraz, co teraz? Zaraz, zaraz… . Czego nauczyły mnie książki Janet Evanovich. Oprócz tego, że niektóre babcie, wiedzą jak z życia korzystać, a szczególnie jedna. Skup się! Co to było?  Tak mam! Szukaj wskazówek w najmniej oczywistych miejscach. Rozejrzałam się. Gdybym była małą zabawną postacią z kreskówki nad moją blond głową pewnie zaświeciła się jakaś żarówka. Bo właśnie wpadłam na pomysł, kryjówki idealnej. Pościel! Rozgrzebałam i znalazłam styraną życiem Arielkę.

Gazetę przykleiłam na ścianę, nad łóżkiem Bartka, chwyciłam Arielkę i zamknęłam za sobą drzwi. Pluszaka schowałam do walizki, a rękawiczki wrzuciłam do kosza. Lepiej ich było nie dotykać.
Udało mi się wrócić na trening siatkarzy. Chłopcy właśnie robili jakieś sto któreś tam okrążenie. Nie wyglądali najlepiej. Cali mokrzy od potu i czerwoni na twarzy. Do tego strasznie zipali. I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że to naprawdę cudowne, kiedy możesz obserwować ludzi, których nie lubisz, jak biegają w pocie czoła. Dodatkowym plusem, jest fakt, że widzą Cię, a dokładnie rzecz biorąc MNIE, popijającą herbatę z lodem i cytryną.

Czy życie nie jest cudowne? 
~~
Wybaczcie, że rozdział taki krótki. Nic nie chciało mi wpaść do głowy. Chyba przydałby mi się taki Damian :p. A wam? O i jak tam po memoriale? Udało mi się pilota wywalczyć i obejrzałam wszystkie mecze Polaków i nawet trochę innych. Ogólnie tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że Rosjan nie trawię. I nie chodzi mi tu oto, że nasi przegrali. Ale o ich zachowanie. Grrrr...;( Jak się okazuje, nie każdy jest reformowalny. I do tego ta akcja z tortem XD. Super :D. Widać, że się dogadują. A i co sądzicie o Boćku? Na odpowiedzi czekam w komentarzach ;).
Buźki ;* 

piątek, 6 września 2013

Rozdział XIII


Rano kawał z bitą śmietaną się powtórzył, ale dzisiaj byłam przygotowana. Zgrabnie ominęłam plamę i poinformowałam o niej sprzątaczki. Nie były zadowolone. Ale z drugiej strony, kto byłby zadowolony? Ja na pewno nie. Szczerze to współczuję im, że muszą się z takim użerać parę razy w roku.

- O co chodzi? – zapytał Andrea, kiedy zaspany otworzył mi drzwi. Ubrany w pidżamę z połyskującego, szarego materiału. Do tego puszyste kapcie, w kształcie króliczków. Ledwo powstrzymałam się, przed parsknięciem. Na szczęście mi się udało. Trener posłał mi pytające spojrzenie. Przetarł oczy i podrapał się po siwej głowie. Nawet nie udawał, że przerwałam mu, naprawdę smaczny sen. Mogłam się tego spodziewać, dopiero piąta trzydzieści.

- Tak sobie myślałam, że może lepiej, żeby chłopcy biegali po bieżni – wyjaśniłam, zamrugał zdziwiony i ziewnął, ukazując przy tym swoje białe zęby.
 – Czemu? – założył ręce na piersi.
- A co jeśli, któremuś się noga powinie?
- W sumie to masz rację – pokiwał głową. Chociaż nie wiem, czy powstrzymywał się przed padnięciem na podłogę, czy mi przytakiwał. – A nie chcesz biegać? – ziewnął.
- Trochę mnie kostka boli, dzisiaj sobie odpuszczę – wymyśliłam na poczekaniu.
- Dobrze… - oparł się o framugę. Głowa kołysała się w tą i we tą.
- Nie ma sprawy, mogę trzymać ich kluczę – uprzedziłam Włocha.
- To świetnie – uśmiechnął się, ziewną i zamknął drzwi.

Wróciłam do pokoju i wzięłam gorący prysznic. Dopełniłam mój łazienkowy rytuał. Dzisiaj postawiłam na balerinki, tak dla utrzymania pozorów, oraz zwiewną sukienkę w kwiatki, która sięgała do połowy uda. Obejrzałam się w lustrze. Jak zawsze pięknie, pomyślałam i zaśmiałam się perliście.

- Hej! Czemu nie w stroju? – zapytał Zbyszek, kiedy staliśmy przed ośrodkiem. Nie musiałam mu odpowiadać, bo głos zabrał Andrea.
- Chłopcy, dzisiaj pobiegacie sobie na bieżni – odpowiedziały mu narzekania i jęki sportowców – Dobrze, że wy też się już nie możecie doczekać. Bartek jak noga?
- Dobrze – poinformował, ale dzisiaj nie był już taki radosny. Posłał mi spojrzenie. A ja uśmiechnęłam się do Bartka. Chociaż sama nie wiedziałam dlaczego.

- A teraz oddajcie swoje klucze Izie – poinformował Włoch. Chłopcy nie byli zachwyceni pomysłem trenera. Marudzili, narzekali i denerwowali się, że Andrea nie chce im zaufać. Najgłośniej protestował Krzysiu. Czyżby jego męska duma, została urażona? Uśmiechnęłam się w duchu.  Jednak każdy siatkarz, nawet Krzysiek oddał mi klucze od pokoju. Być może dużą zasługę miał w tym karcący wzrok trenera, albo strach przed dodatkową liczbą okrążeń. Kto wie?

Chłopcy biegali i biegali, a wizja Łukasza, biegającego bez koszuli stawała się coraz bardziej realna. O zdjął! Damian padnie z zazdrości jak mu opowiem, zaśmiałam się w duchu. Na samym czele biegł Bartek, był spocony, jakby smutny, ale kiedy pozbył się koszulki, szybko zapomniałam, że chłopak ma twarz. Teraz chyba rozumiem, czemu mężczyźni nie mogą oderwać wzroku od kobiecych piersi. Zdecydowanie rozumiem.

W połowie treningu przypomniałam sobie, co miałam zrobić. Chciałam wycofać się niezauważona. Krok po kroczku, do upragnionego celu. Andrea rozmawiał o czymś zaciekle z fizjoterapeutą. Pewnie o makronach, zaśmiałam się. Nagle poczułam, że wpadam na jakiś twardy przedmiot. Coś zachlupotało. Ledwo, co odwróciłam głowę i wpadłam do lodowatej wody. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
Siatkarze jakby na zawołanie zarechotali, rozbawieni moim stanem. Spojrzałam w dół. Byłam cała mokra. Lekki materiał sukienki opinał moje piersi, skutecznie je uwidaczniając. Z przerażeniem zauważyłam, że mój fioletowy, koronkowy stanik widać w pełnej krasie. Fuknęłam na chłopców i spróbowałam się wygramolić z tej nieszczęsnej beczki na wodę. Nie udało się i razem z beczkom wylądowałam na ziemi. Pogarszając, przy tym mój stan.

- Choć pomogę Ci – Bartek zdjął ze mnie niebieską beczkę. Przyjęłam rękę siatkarza i wstałam, stwierdzając, że majtki prześwitują mi przez materiał sukienki.
Dobrze wiedziałam, że siatkarze (nawet Ci zajęci) jak to mówi Damian „obczaili” moje kobiece walory. 

Fuknęłam na nich i z wysoko podniesioną głową wróciłam do hotelu.

Jak najszybciej to było możliwe wysuszyłam się i przebrałam w suche ubrania. Tym razem postawiałam na liliową sukienkę i jasne balerinki. Szybko poprawiłam makijaż, a lekko napuszone włosy, ściągnęłam w ciasną kitkę.

Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się po korytarzu, tak dla pewności, na szczęście nikogo nie było widać. Bez wahania wybrałam pokój Kuby i Bartka. Jeszcze raz spojrzałam, czy na pewno jestem sama i weszłam.

W pokoju był dosłownie burdel. Ostatnim razem gdzie, nie gdzie walały się brudne ubrania, ale to co zastałam, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Łóżka niezaścielone, pościele rozwalone. Na podłodze leżały brudne ubrania, skarpetki i bielizna. Jednym słowem FUJ. Był jednak plus tego bajzlu, nie zauważą jeśli coś odstawie na nie swoje miejsce. Jeżeli cokolwiek tu ma swoje miejsce?

Najpierw zabrałam się za szafę. Pudło. Poza zmiętymi w kupki ubraniami nie widziałam nic, co mogłabym użyć przeciwko nich. Potem szafka nocna Bartka. Nic ciekawego. Jakaś talia kart, aparat, ładowarki. 
Zajrzałam do łazienki i od razu się cofnęłam. Nie jestem, aż tak zdesperowana, westchnęłam. Zaryzykowałam i zajrzałam pod materac Bartka. Poza poukrywanymi ciastkami, żelkami i chipsy. Cóż może Kuba coś ukrywa. Szczęście dopisało mi od razu. Kto by pomyślał, że Jakub Jarosz prowadzi pamiętnik. Spojrzałam na budzik. Mam jeszcze godzinę.

Poszłam do recepcji i zapytałam, czy mają dostępną kserokopiarkę.
- Ależ oczywiście – uśmiechnęła się do mnie młoda dziewczyna. Na oko miała może dwadzieścia parę lat. Ładna brunetka, ale niska i dość pulchna.  Zaprowadziła mnie do małego pokoju, gdzie stała drukarka i kserokopiarka. Wyszła, a ja zrobiłam swoje, co chwilę patrząc na zegarek. Podziękowałam, szybko pobiegłam odłożyć pamiętnik. Zamknęłam drzwi, odetchnęłam z ulgą i poszłam odłożyć kopie do mojego pokoju.  
~~
I jak? ;) Biedna Iza, ale takie jest życie :p.Jednak zacznijmy od najważniejszych dzisiaj jest MECZ :D. Będziecie naszym kibicować? Ja będę walczyła od pilota do telewizora, niczym lwica. Mam nadzieję, że się uda :D. 
Buźki ;* 

wtorek, 3 września 2013

Rozdział XII


Jak się później okazało mój plan, w sumie to mój i Damiana, miał jedną poważną wadę. Nie miałam zielonego pojęcia jak mam się dostać do ich pokoi. Jednak rozwiązanie problemu przyszło bardzo szybko.

O szóstej rano, wszyscy siatkarze (oprócz Bartka, rzecz jasna), ja, a co najdziwniejsze trenerzy i sztab medyczny staliśmy przed wejściem do ośrodka.
- Dobra, nie będziemy się przemęczać – mówił Andrea – Iza biegniesz na początku. Będziesz narzucała tępo – uśmiechnął się do mnie –Wszyscy gotowi? – siatkarze zaczęli psioczyć i marudzić. – To świetnie – zaklaskał w dłonie, jakby w ogóle nie przejmował się narzekaniem sportowców. 
Miałam zacząć bieg, kiedy nagle drzwi otwarły się. Wybiegł z nich Bartek:
- Zaczekajcie na mnie! – krzyknął. – Noga mnie już nie boli – podbiegł do trenera.
- Bartek – zaczął fizjoterapeuta.
- No co? Mówiłeś, że już będę mógł – wyżalił się. – Proszę – złożył ręce w błagalnym geście. – Jak mnie zacznie boleć to powiem, słowo harcerza – jakoś nie wierzę, żeby był harcerzem. Andrea najwidoczniej też, ale co miał zrobić z dwumetrowym, upartym jak osioł siatkarzem? Przerzucić go sobie przez ramię i zanieść do pokoju? Coś czuję, że nie dałby rady.
- Dobra, biegniesz z Izą – Bartek niemal skoczył z radości. Nie będzie mu tak wesoło, kiedy z nimi skończę, pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu. – Miej na niego oko – powiedział do mnie Włoch, potwierdziłam skinieniem głowy. Szykuję się niesamowity poranek, westchnęłam i obrałam moją ulubioną spalską trasę.

Nawet nie przebiegliśmy połowy drogi kiedy zaczęły się ciągłe narzekania. „ But mi się rozsznurował” „Pić mi się chce” „Muszę do toalety” „Spać!” „Długo jeszcze?” Daleko jeszcze?” . I tak w kółko. Do tego nie pomagała mi ciągła paplanina Bartka.
- Jakie lubisz lody? Bo ja truskawkę i jeszcze kruche ciasteczka, ale to już chyba wiesz. A o co chodzi z tymi ręcznikami? Igła i Ziomek cały czas się nimi zachwycają… Chyba też muszę je wypróbować. W sumie też chciałbym spróbować pomieszać budyń czekoladowy i pomarańczę. Bo Oliwer, syn Winiara, jadł z przyjacielem… A  ty wolisz budyń czekoladowy, czy waniliowy. Ja jakoś nie umiem wybrać, chociaż lubię waniliowy z sokiem malinowym… MNIAM. Mógłbym zjeść maliny… są takie dobre i słodziutkie… Lubisz maliny? Ja bardzo, tak samo jak moja mama, bardzo ją kocham, ogólnie całą rodzinę… - paplał, paplał i paplał. 

Miałam ochotę zatrzymać się i uderzyć go w ten gadatliwy łeb gałęzią. Cholernie dużą gałęzią. Zrezygnowana postanowiłam skrócić swe męczarnie i zawróciłam. Siatkarze jakby odetchnęli z ulgą.

Kiedy znaleźliśmy się już w ośrodku głowa pękała mi od wywodów Bartka i żałowałam, że nie zostawiłam go wczoraj w tym przeklętym lesie.
- O kurde! – zawołał Igła. – Klucz do pokoju zgubiłem! – przerażony złapał się za głowę.
- Co zrobiłeś? – Łukasz jakby poczerwieniał na twarzy. W sumie przybrał kolor dojrzałego pomidora.
- Przecież Ci mówiłem, że gra w kamień papier i nożyce to złe rozwiązanie – tłumaczył się zażenowany libero. 

Kłótnia trwałby o wiele dłużej, gdyby Andrea nie przybył z pomocą. Dał chłopakom zapasowy klucz. PZPS pewnie pokryje koszty, pomyślałam. Stwierdził też, że ja mam teraz trzymać klucze chłopaków, podczas porannego biegania.  Teraz tylko znaleźć sposób jak to wykorzystać w moim chytrym planie.


- Co o tym sądzisz? – z moim problem zwróciłam się do Damiana.
- Hmm… musisz przekonać trenera, że powinnaś trzymać klucze, podczas ich treningu. Bo zgaduję, że nie zarykujesz wtargnięcia do pokoju, kiedy któryś bierze prysznic?
- Nie ma mowy – warknęłam do słuchawki. – A co jeśli mnie nakryje?
- No dobra… to daj mi chwilkę. Muszę pomyśleć
- Oho - zaśmiałam się. Mogłabym przysiąść, że zazgrzytał zębami.

Kiedy Damian zachodził w głowę jak tu uprzykrzyć życie siatkarskiego motłochu, ja opowiadałam mu o porannym bieganiu. Gadaliśmy o pogodzie i spalskim jedzeniu. Bo, co jak, co, ale jedzenie to panie kucharki robią pyszne. Dałabym sobie rękę uciąć, że Magda Gessler posiwiałaby z zazdrości. Później Damian wspomniał, że Dominika chciała go poderwać. Śmiałam się tak bardzo, że rozbolał mnie brzuch. Zapłaciłabym poważne pieniądze, żebym mogła to zobaczyć. Ogólnie niziutką Dominikę z tym jej mysim warkoczykiem. 

- Chyba mnie olśniło - zawołał uradowany Damian. 
- Doszedłeś do wniosku, że orzechowe Hity są lepsze od kokosowych? - zapytałam rozbawiona. 
- Chciałabyś - prychnął. - Nigdy nie przejdę na ciemną stronę mocy - zaśmialiśmy się oboje. 
- To na co wpadłeś ty mój myślicielu? 
- Przekonaj tego całego Anastasiego, że siatkarski motłoch - niemalże, widziałam jak Damian uśmiecha się pod nosem - powinien biegać po bieżni, a nie po lesie. Wiesz ...
- Żeby uniknąć kontuzji – weszłam mu w słowo. Uśmiechnęłam się złowieszczo. Do tego nie będę musiała z nimi biegać, bo już się nie pogubią, pomyślałam i westchnęłam z ulgi.
- Dokładnie - zgodził się ze mną Damian. Miałam wrażenie, że bardziej był dumny z siebie niżeli ze mnie, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. - Iza wychodzisz na ludzi - zaśmialiśmy się oboje. 

Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i mogłabym przysiąść, że Damian uśmiechał się tak samo szyderczo jak ja. 
~~
I jak wam się podoba? Moim zdaniem w końcu coś zaczyna się dziać. Wiecie jakaś akcja ;). Jak mówiłam wcześniej wojna będzie i zasiej żniwo zniszczenia i śmierci ;). Dobra tutaj troszeczkę przesadziłam, ale co mi tam to moje opowiadanie :D. 
Chciałabym też się usprawiedliwić czemu notka jest później niż zazwyczaj, ale we wtorki mam 8 godzin :/ i do tego kończę niemieckim :/. Czy mogło być gorzej? W sumie to nie chcę wiedzieć. 
A jaki jest wasz plan lekcji? Maskara, czy do przeżycia? Mam nadzieję, że to drugie :P
Buźki ;*