wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział II

Rano obudziło mnie szczekanie psa sąsiadki. Tylko jazgocze i jazgocze. Spojrzałam na budzik, który stał na szafce nocnej. 5:30. Cholera. Teraz na pewno nie zasnę. Wstałam zrezygnowana. Zaścieliłam łóżko. Miałam fioletową kołdrę, i pasujące poduszki. Bardzo kobieco. Przebrałam się w strój do biegania, a włosy ściągnęłam w ciasną kitkę.

Powietrze było rześkie, ale mimo tak wczesnej pory czułam, że szykuję się upalny dzień. Obrałam moją ulubioną trasę. Myślenie zawsze łatwiej przychodzi mi, podczas biegania. A dzisiaj nie miałam pojęcia, co zrobię w pracy jeśli Artur wezwie mnie do gabinetu. 
To prawda, już nie raz się do mnie przystawiał w mniej lub bardziej oczywisty sposób. Chyba każdy w biurze wiedziała, że Artur Mróz – redaktor naczelny „Chwila dla Ciebie” - ma chrapkę na Izabele Małecką. Nikt sobie jednak, nic z tego nie robił. Czy nie tak to właśnie wygląda? Napastowanie seksualne. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że Artur przyjdzie do mojego mieszkania, ani, że będzie używał wobec mnie siły. Jak wszyscy w biurze uważam go za nieszkodliwego faceta po czterdziestym piątym roku życia. Może i niewyżytego seksualnie, ale na pewno nie gwałciciela.
Zatrzymałam się przy stoisku z gazetami. Wzrokiem szukałam „Rzeczpospolita” niestety nie było mi dane znaleźć mojej ulubionej gazety.
Udałam się więc po świeże pieczywo. Do mieszkania wróciłam o 6:30. 
Zjadłam bułkę z maminą wędliną, a drugą z dżemem morelowym. Na szczęście nie muszę martwić się o linie. Śniadanie popiłam czarną kawą i umyłam naczynia.
Pod prysznicem dokładnie wyszorowałam każdy skrawek mojego ciała. Rozczesałam włosy i potraktowałam je prostownicą. Zrobiłam makijaż i z precyzyjnością chirurga wyszczotkowałam zęby.
Do pracy ubrałam się w granatową ołówkową spódnice, włożyłam białą bluzkę, wysokie szpilki i wzięłam aktówkę. Znajdował się tam laptop, smartphone, portfel, oraz potrzebne mi materiały.  Szczelnie zamknęłam dom, nie zapominając o oknach i poszłam do pracy.


W biurze, od progu przywitała mnie Dominiaka. Moja sekretarka.
- Szef chcę cię widzieć zaraz po zebraniu – powiedziała, podając mi teczkę z papierami. Na myśl o Arturze wzdrygnęłam się.
- Mówił po co?
- Nie, ale krążą plotki, że ma dla kogoś super artykuł – szepnęła, rozglądając się na boki.
- A ta teczka?
- To tylko materiał o trzech sposobach na zrzucenie zbędnego tłuszczyku – powiedziała – Szef stwierdził, że ma być gotowy na dzisiaj.
- Ok, a zebranie…
- Za 5 minut  - powiedziała i już jej nie było. Westchnęłam. Dominika, była miła, ale zakręcona niczym bąk.  Odłożyłam swoje rzeczy i poszłam do konferencyjnej.
Podczas zebrań, Artur narzeka, na to co mu się nie podoba, a przeszkadza mu wszystko. Jego paplanina zazwyczaj zajmuję mu godzinę, a potem rozdziela tematy artykułów.
- Iza – złapał mnie za rękę. – Zapraszam do gabinetu.
- O co chodzi? – zapytałam, gdy siedziałam już w fotelu przed jego biurkiem.
- Cukierka – wskazał miskę z miętówkami. Pokręciłam przecząco głową.
- Posłuchaj, każdy wie, że jesteś tu najlepsza. Dostaniesz, więc specjalne zadanie.
- Jakie? – szczerze myślałam, że mnie zwolni, a tu taka niespodzianka. Może jeszcze w tym roku, uda mi się stąd wyrwać.
- Będziesz, jeździła z naszą reprezentacją siatkówki, po świecie, pod koniec sezonu, napiszesz o nich artykuł. – przełknęłam głośno silne.
- Arturze – zaczęłam milutko – proszę cię. Dobrze wiesz, że nie mam bladego pojęcia o sporcie. Zdajesz sobie sprawę, że ten artykuł może być porażką…
- Posłuchaj Iza. Każdy wie, że ten artykuł może być przepustką, do kariery. Wierzę w ciebie – podał mi dużą teczkę. – Tutaj znajdują się informacje o zawodnikach…
- Skoro masz te informacje to po co ja mam za nimi jeździć?
- Z nimi nie za nimi – poprawił z chytrym uśmieszkiem – Oczywiście jeśli zaproponujesz coś – mówił, a jego wzrok wylądował na moim dekolcie.
- Artykuł brzmi świetnie. Mam nadzieję, że to gazeta płaci za wszystkie bilety – z całej siły wyrwałam mu teczkę.
- Oczywiście – wymamrotał, wyraźnie niezadowolony. – Jutro jedziesz do Spały. A co do wczoraj – zmierzył mnie spojrzeniem erotomana.
- Nie chcę o tym słyszeć – powiedziałam i uciekłam z gabinetu. 
~~
Jest drugi rozdział. Przepraszam, że poprzednim razem nie uprzedziłam was o niecenzuralnych słowach. Zazwyczaj będą się pojawiać. Nie moja wina, że Iza klnie jak szewc (pasuję mi to do jej postaci). Szef też, ale takie jest życie ;) .Mam nadzieję, że się wam podobało i zostawicie jakiś komentarz. Konstruktywna krytyka mile widziana :)
Buźki ;*  

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział I


- Mamo! – zaprotestowałam – Zostaw dla siebie, ja i tak połowy z tego nie zjem, tylko się zmarnuje – powtarzałam w kółko, ale efekt był taki, że moja rodzicielka podreptała do spiżarnia, a po chwili wróciła z blachą ciasta.
- Słonko – pogładziła mnie po policzku, kiedy odłożyła ciasto na duży drewniany stół. – Spójrz na siebie, sama skóra i kości. - uśmiechnęła się do mnie ciepło – Nigdy nie znajdziesz sobie mę…
- Nie szukam męża, mamo – przerwałam matce. Wzięłam brytfankę i odniosłam ją do spiżarni. – Posłuchaj, ja i tak tego nie zjem, a do ciebie często przychodzą goście. I czym ich wtedy poczęstujesz?  -kontynuowałam, rozpakowując torby z jedzeniem. – Hmm?
- O mnie się nie martw – westchnęła i opadła na krzesło.
- Jak mam się nie martwić, skoro mnie nie słuchasz – zabrałam się właśnie za wkładanie mięs do lodówki.
- Córcia, ja czuję się wyśmienicie – posłała mi promienny uśmiech.
- Wiem, że kłamiesz, ostatnio spotkałam się z twoim lekarzem – ukucnęłam przed nią i złapałam ją za kolana. – Powiedział mi o wynikach badań. Masz problem z ciśnieniem – kurczowo trzymałam się jej długiej granatowej spódnicy.
- To nic wielkiego – pogładziła mnie po moich krótko obciętych blond włosach. – Chociaż poprawiłoby się gdym dowiedziała się, że masz chłopaka.
- Na razie, jestem pochłonięta pracą, teraz mam największe szanse na dostanie jakiegoś dobrego artykułu. Rozumiesz, nie chcę już pisać o kosmetykach, albo porad jak nie mieć efektu jo-jo – westchnęłam z rezygnacją.
- To chociaż weź dżemy – szepnęła.
- Mogą być dżemy – zaśmiałam się.



Do Warszawy z Piaseczna – mojego rodzinnego miasta - wróciłam jednak, nie tylko z dżemami, ale z wędliną, chlebem, plackiem kokosowym i dwoma dużymi słoikami zupy pomidorowej.
Zaparkowałam moją beżowa hondę civic pod blokiem, wyjęłam torby z bagażnika. Zamknęłam samochód. Dwa razy sprawdziłam – z Śródmieściem nigdy nie wiadomo – i udałam się do cholernie wysokiego bloku. Całe szczęście, że są windy. Nie mam pojęcia, czy dałabym radę wchodzić po tych okropnych schodach na przedostatnie piętro. Parę razy na dzień. Otworzyłam drzwi i weszłam do swojego mieszkania. Było stosunkowo małe, ale mi wystarczy. Urządziłam je  w nowoczesnym stylu minimalistycznym. Tak jak lubię.
Pochowałam jedzenie do lodówki. Zanim poszłam się myć zamknęłam mieszkanie, tak dla ostrożności.
W łazience rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą wodę. Szorowałam się do momentu, aż moja jasna, lekko opalona skóra, zaróżowiła się od wody jak i gąbki. Otuliłam się w puchaty zielony ręcznik, rozczesałam włosy i dokładnie przyjrzałam się swojej twarzy w poszukiwaniu niedoskonałości. Zlustrowałam swoje odbicie. Ładna twarz, duże piwne oczy, zmysłowe usta i oczywiście moja duma. Nos. Zgrabny, mały, idealnie zakończony. Taki jaki powinien być nos. Kiedy powędrowała wzrokiem w dół, ukazał mi się mój biust. Dla mnie za mały, choć jędrny. Ale czy każda dwudziestopięciolatka nie powinna mieć jędrnego biustu? Westchnęłam i zabrałam się  do rozczesywania włosów. Nidy nie suszę, potem robi się z nich tylko siano, a na to nie mogę sobie pozwolić.
Po moim łazienkowym rytuale poszłam do kuchni, z zamiarem nalania sobie lampki wina, ale ktoś zapukał do drzwi. Jeśli znowu ci cholerni akwizytorzy, to chyba mi szajba odbije... Westchnęłam i spojrzałam przez judasza.
Moim oczom ukazał się nie kto inny, ale mój szef. Artur Mróz.
- Iza! Wpuść mnie – nalegał brunet.
- Słucham? – otworzyłam drzwi, ale nie odczepiłam łańcuszka.
- Wpuść mnie – wymamrotał, a do moich nozdrzy doleciał odór alkoholu.
- Jesteś pijany – stwierdziłam. – Lepiej stąd idź. Obudzisz, dzieci sąsiadów.
- Proszę… bo zacznę kląć – ostrzegł mnie i włożył stopę, pomiędzy drzwi, a ścianę.  Wpuściłam go.
Wtoczył się do mieszkania, i opadł na fioletową kanapę.
- Ładnie tu masz – westchnął. Położył nogi na szklanym stoliku, a we mnie zaczynało się powoli gotować. – Nalej mi czegoś – zakomenderował. Poszłam do kuchni i wróciłam ze szklanką wody mineralnej.
- Proszę – wręczyłam mu napój do ręki. – Po co tu przyszedłeś?
- Ostatnio jestem bardzo samotny… - westchnął przeciągle i upił spory łyk. – Co to do cholery jest?
- Woda mineralna.
- Myślałem, że może wódka.
- I tak jesteś już wystarczająco pijany.
- Szefowi, chyba nie odmówisz?
- Chyba tak – włączyłam mu telewizor. – Pooglądaj, a ja się pójdę ubrać – chciałam odejść, ale złapał mnie za przegub.
- Iza, nie wstydź się mnie, wyglądasz ślicznie – zlustrował mnie od stóp po głowę, szczególną uwagę zwracając na moje piersi. Próbowałam wyrwać rękę.
- Nie opieraj się, kochanie… - wybełkotał.
- Puść mnie – ostrzegłam.
Na moje szczęście był pijany, więc wyrwałam się z uścisku jego olbrzymich dłoni. Podniósł się z rządzą mordy, a raczej seksu, w oczach. Podszedł do mnie i potrząsnął mnie jak szmacianą lalką, a ja, jak przystało na warszawiankę uderzyłam go kolanem w kroczę. Skulił się w pół.
- Dziwka. - Cofnęłam się w kierunki komody, i wzięłam z niej pieprz w sprayu. Wycelowałam.
- Dobra już idę… - doczołgał się do drzwi – Suka – rzucił na odchodne i poszedł.
Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Pieprz wrzuciłam do komody, a szklankę opukałam i postawiłam na suszarce na naczynia.
Po chwili namysłu zrezygnowałam z wina. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam chłodną wódkę. Zdrowo pociągnęłam i poszłam spać.
Zasnęłam z nadzieją, że mój szef nie będzie pamiętał, tego co zaszło w moim mieszkaniu…


~~~
To mamy pierwszy rozdział :D będę dodawała dwa razy na tydzień, byłabym też wręcz w niebo wzięta jeśli zostawiacie jakieś odezwy, czy się wam podoba :) i czy w ogóle to czytacie ;) 
Buźki :* 

piątek, 26 lipca 2013

Prolog


 Zawsze miałam plan. Wyprzedzał to co działo się w moim życiu o 5 lat. Byłam przygotowana na wszystko i wszędzie. Nie do przyjęcia była dla mnie porażka, czy ustępstwo. Zawsze musiałam postawić na swoim, nawet jako małe dziecko umiałam manipulować ludźmi. Mama mawiała, że mam to po tacie. Musiałam uwierzyć jej na słowo, bo nigdy nie było mi dane go poznać. To właśnie po nim – według matki – odziedziczyłam, tak charakterystyczne dla mnie upór i wolę wolaki. Szczerze powiedziawszy to właśnie z tych dwóch cech jestem najbardziej dumna. 
Mój plan obejmował liceum, studia, a później pracę – jako redaktor naczelna „Rzeczpospolita” – na razie jednak musiałam zadowolić się pracą dla kobiecego magazynu. „Chwila dla Ciebie”.
Wiedziałam jednak, że mój czas nadejdzie. Nie zdawałam sobie tylko sprawy, co będzie to ze sobą wiązało…

Witam!
Pomysł na tego bloga zrodził się w mojej szurniętej główce wraz z rozpoczęciem tegorocznej Ligii Światowej.
Nie byłam zbyt chętna do rozpoczęcia, ale jęki i narzekania mojej przyjaciółki Sunshine zmusiły mnie do wytężenia moich zwojów mózgowych i rozkręcenia tego otóż bloga.
Nie będę zagłębiała się w szczegóły. Moim zdaniem jeśli będziecie chcieli to przeczytacie i dowiecie wszystkiego w swoim czasie ;)
To chyba wszystko :)
Serdecznie zapraszam, mam nadzieję, że się wam spodoba :D
~ Moonlight